W trakcie lotu podchodzi do mnie stewardesa, wyraźnie zakłopotana, lecz dociekliwa.
– Bardzo pana przepraszam, ale mam wrażenie, że już kiedyś razem lecieliśmy.
Uśmiechnąłem się. Rozumiem, że dla osoby w jej fachu zapamiętanie który pasażer, dokąd i kiedy leciał bywa niemożliwe. Pełen zrozumienia i z pewnością w głosie wypalam:
– Zgadza się. Wczoraj, w przeciwnym kierunku, czyli z Doha do Perth. Siedziałem tam z tyłu, po lewej stronie pod oknem.
Na jej twarzy zarysowuje się chwilowy uśmiech, nieśmiały i nieco skrępowany, z którego wyczytuję, że bierze mnie za żartownisia (”przecież to byłoby bez sensu!”). Po chwili jednak powraca zakłopotanie. Najwyraźniej chęć rozwikłania zagadki tego niezwykłego déjà vu jest w niej silniejsza, więc drąży temat dalej:
– Hm. Może do Dżakarty? Około miesiąc temu? Tak, tak, to musiała być Dżakarta!
– To byłoby niemożliwe, bo nigdy w Dżakarcie nie byłem. Ale wczoraj, w drodze do Perth, jak najbardziej – zgodnie z prawdą powtarzam się.
Cisza. Widzę, że z uporem skanuje w pamięci pasażerów napotkanych miesiąc temu. Co za udręka! Wiara w to, że ktoś zdobyłby się na jednodniową wycieczkę do Australii jest dla niej trudniejsza niż odtworzenie w pamięci twarzy pasażerów rejsu do Dżakarty sprzed miesiąca! W końcu dziewczyna poddaje się:
– Cóż, przepraszam, że zajęłam panu czas. Przyjemnego lotu życzę.
Odchodzi, bo najwyraźniej nie ma pomysłu jak kontynuować tę dyskusję. Wygląda na to, że jeszcze bardziej upewniła się w przekonaniu, że jestem jakimś kiepskim żartownisiem. Wariatka?
A może to ja jestem wariatem? Któż o zdrowych zmysłach leciałby do Australii na weekend, na jedną noc, jak bumerang? Z tą samą załogą w obie strony, a więc z pobytem na miejscu tak krótkim, jak prawnie wymagany odpoczynek dla pilotów i stewardes!?
Fot. A. Fritz-Nowojorska