Gdzieś na wyspach Morza Południowochińskiego, przy blasku księżyca, pośród przechadzających się wokół jak gdyby nigdy nic iguan i chmary komarów w powietrzu, w umysłach odurzonych zapachem spreju przeciwkomarowego oraz zawartością plastikowej butelki szkockiej whisky oraz Malibu zmieszanego z mlekiem, powstała niezwykła opowieść. Wszystko zaczęło się od pierwszego zdania, które podał jeden z autorów, a dalszy ciąg został dopisany przez kolejnych, zdanie po zdaniu. Tak oto zrodziła się Trefna opowieść.
Publikacja opowieści w tym miejscu może mieć wpływ na życie (zwłaszcza kariery zawodowe) jej autorów – wpływ raczej negatywny, więc imion i nazwisk autorzy postanowili nie ujawniać. Dreszcz adrenaliny w takich momentach jest jednak niezastąpiony, stąd decyzja o publikacji.
Panie i Panowie – z niekłamaną przyjemnością prezentuję poniżej to niezwykłe dzieło zastrzegając jednocześnie, iż wszelkie podobieństwo zdarzeń i osób rzeczywistych jest przypadkowe. Historia ta bynajmniej nie odzwierciedla również najbardziej wyimaginowanych pragnień ani zamiarów jej autorów. Dozwolone od lat 18.
___
Trefna opowieść
Płynąc statkiem, Elizabeth myślała o spotkanym nieznajomym. Wciąż przeszywał ją dreszcz przerażenia. Ledwo uszła z życiem. Gdyby tylko wiedziała, że gdy ostatniej nocy opuszczała łóżko, zostawiła w nim dwóch Murzynów! Kiedy będzie mogła to powtórzyć?!
Gary i Mike pojawili się znikąd, choć sprawiali wrażenie, że znała ich wiele lat. Nigdy wcześniej nie fantazjowała nawet, że będą tacy giętcy. Trojaka tańczyli lepiej, niż niejeden Mulat. Byli niczego sobie… Kiedy wychodzili razem z klubu, nie mieli za bardzo o czym rozmawiać, ale już po kilku minutach okazało się, że rozmowa była zbędna. Czyny, a nie słowa… Hinduski taksówkarz ślinił się i niedwuznacznie zerkał w lusterko, obserwując rozwój akcji na tylnym siedzeniu. Białe ciało splatało się z czarnymi. Ciężkie oddechy, zaparowane szyby – to zbyt dużo dla skromnego kierowcy nowojorskiej taksówki.
Już było za późno. Zatrzymał się z piskiem opon, nie mogła czekać dłużej. Z trudem, dotarli do bramy. Po cichu zamknęła drzwi…
Wkrótce przyjechała Mary z dwiema butelkami szampana. Spytała ze swoim rosyjskim akcentem, czy zadanie zostało wykonane.
– Noszę w sobie czarne nasienie. [odparła Elizabeth]
– Nie poczekałaś na mnie, cholero jedna!
Cel uświęca środki, zresztą gorący seks nigdy nie był jej obcy…
Mike był gotowy jak tylko ją zobaczył, ale ona wolała Gary’ego. Obudziła go, rozwścieczając tym Mike’a.
– Nie chcesz mnie? [spytał]
– Ja chcę was obu! [odpowiedziała Mary]
Zabrała się za Gary’ego. Mike nie czerpał przyjemności z patrzenia. Wyszedł trzaskając drzwiami.
Po chwili z łazienki dobiegły krzyki Elizabeth. Mary była zbyt zajęta sobą. Na szczęście Elizabeth chwyciła za brzytwę. Zraniła – jak zwykle – tam, gdzie boli najbardziej. Nie potrafiła zadać ostatecznego ciosu. Czy coś się w niej odmieniło?
– Mary! Wiejemy!
Wspólniczka Elizabeth już wtedy nie żyła…
Na statek wbiegała zalana łzami. Modliła się, żeby ojciec dziecka nigdy ich nie odnalazł…
[KONIEC, albo i początek dopiero]
Autor: MADAM. Praca zbiorowa.
___
Jeśli ktoś ma ochotę dopisać dalszą część opowieści, to zachęcamy!