9 lat w Katarze. Czy widać koniec?

Mija właśnie dziewięć lat odkąd z bagażem w postaci dwóch walizek o masie sumarycznej 50 kg rozpoczynałem przygodę w kraju, którego nazwę, ze względu na zbieżność z potocznym określeniem jednego z symptomów choroby układu oddechowego, większość traktowała jako żart.

– Dokąd ty jedziesz?!

– Do Kataru.

– Katar to ja mam w nosie!

Zauważyłem, że coraz rzadziej pytany jestem o to, jak długo zamierzam tutaj zostać. Trudno się dziwić … Tym razem to ja wywołuję wilka z lasu i podpowiadam, że koniec widać, ale jakby we mgle. Niech resztę tydzień po tygodniu, weekend po weekendzie, dopisze historia.

W międzyczasie nie ustaję w przemieszczaniu się po świecie (zwiedzaniem bym tego nie nazywał). Biję własne rekordy – ostatnio najkrótszy pobyt w Doha zmniejszył się z ok. 12 godzin do 7 i pół. Tak jakoś wyszło …

Są i kamienie milowe – niedawno wróciłem z 50-tej wizyty w Polsce – tak się złożyło, że była przełomowa nie tylko pod względem statystycznym – o trendzie wizyt w Polsce na przestrzeni lat i innych ciekawych statystykach pisałem przy okazji pięćsetnego rejsu.

Wpisów na blogu coraz mniej – nie brakuje doświadczeń, którymi chciałbym się podzielić, lecz czasu. Co najmniej pięć solidnych notatek czeka na właściwy moment i magiczne przeistoczenie z brudnopisu-poczwarki w zadowalający mnie koncepcyjnie i stylistycznie wpis. Obyśmy mieli jak najwięcej takich problemów w życiu 🙂

Widok na West Bay z Muzeum Sztuki Islamskiej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.