W ostatni weekend obcowałem z naturą: góry, zielony las, wyśmienita kawa (naturalna!), kotki z lewej, kociaki z prawej, pośrodku przewijały się co chwilę pandy. Te ostatnie przede wszystkim zwizualizowane na gadżetach i np. skarpetkach w niezwykłe wzory, wystawione były na sprzedaż na każdym rogu ulicy.
Znowu spontanicznie, niemalże rok od ostatniej wizyty, udałem się na weekend do Seulu.
Któżby liczył godziny spędzone w powietrzu? Dla mnie to raczej inwestycja! Zwłaszcza, że po dotarciu do celu główną atrakcją był spacer (w klapkach) po parku narodowym Bukhansan – olbrzymim terenie zielonym na obrzeżach miasta, określanym często jako „płuca Seulu”. Wszyscy Koreańczycy, bez wyjątku, lansowali się w profesjonalnym sprzęcie trekkingowym. Klapek w takim miejscu powstydziłby się pewnie każdy, ale nie ja. Pragnienie dotlenienia się i poobcowania z naturą wygrało ten dylemat.
Energię po spacerze przywróciły koreańskie pierożki z wieprzowiną i kiszonką kimczi (Dwaeji Gogi & Kimchi Mandu).
Na deser … KOT! A raczej kotka, Hello Kitty – tak popularna w tej części świata, że doczekała się własnej sieci kawiarni. Zabrakło mi wymówek, więc postanowiłem sprawdzić co Hello Kitty Cafe ma w ofercie. Jak można się domyślać, dominują słodkości w kształcie tytułowej kotki, opatrzone – nie inaczej – charakterystyczną wstążką. I wszechobecny róż.
To teraz na przyszłość mam już wymówkę – zaliczyłem w życiu wizytę w Hello Kitty Cafe i drugi raz wybierać się tam nie muszę. Chyba, że w tak dobrym towarzystwie, jak ostatnio, eh …
Hello Kitty Cafe w Seulu (Hongik University)
Latte art Hello Kitty, Rare Cheesecake Hello Kitty i … stół Hello Kitty
Bye bye Kitty, Hello … Halloween!