Prasa donosi, że pięciuset obywateli Zjednoczonych Emiratów Arabskich zostało wpisanych na czarną listę przez instytucję będącą w części odpowiednikiem urzędu pracy. Powodem było konsekwentne odrzucanie ofert pracy przez owych niegodnych obywateli ZEA. Aby dostać się na tę listę wystarczyło odmówić co najmniej sześciu potencjalnym pracodawcom, lub nie pojawiać się na rozmowach o pracę. Wśród ukaranych znaleźli się i tacy, którzy bronili się przed podjęciem pracy niemożnością noszenia munduru lub niedogodnością pracy zmianowej.
Wszystko to w ramach programu emiratyzacji, czyli zwiększania czynnego udziału rodzonych Emiratczyków w rynku pracy. Oficjel owego urzędu zaznaczył, że intencją bynajmniej nie było karanie obywateli. Pewnie że nie, przecież teraz „ukarani” mają oficjalną wymówkę żeby nie pracować! I dopięli swego!
A program emiratyzacji jak kwiczał, tak kwiczy! Z kataryzacją jest podobnie. Do sukcesu wprawdzie brakowało niewiele – przykład Omanu i tamtejszego programu omanizacji pokazuje, że wystarczyło mieć mniejsze złoża naftowe i trochę twardziej stąpać po ziemi. Kto był w Omanie temu zapewne nie raz było dane być obsługiwanym w warzywniaku przez „lokalsa”. Rzecz w krajach sąsiednich jak na razie nie do wyobrażenia! Może to i lepiej?