Ciągoty nad Wisłę

Coraz większe. Nieprzerwane. Przyszły po ponad czterech miesiącach nieprzerwanego pobytu nad Zatoką.

Zaczyna się tęsknić za wszystkim, za przyjaciółmi, rodziną, ale głównie chyba za uliczną normalnością. Może tylko języka polskiego mi nie brakuje, bo mam go tu na co dzień (dostęp do Internetu i tutejsi polscy znajomi…)

Zacząłem łapać się na tym, że w każdej wolnej chwili obmyślam plan podróży do Polski. Kiedy wyjechać, którą linią lotniczą, którym lotem, na którym europejskim lotnisku się przesiąść (kto mnie zna, ten wie ile potrafię o tym myśleć). Którędy będzie najszybciej, najwygodniej i żeby zminimalizować ryzyko niespodzianek typu ‘offload’. Z tych przemyśleń na razie niewiele wynika, bo wycieczka nad Wisłę pozostaje w sferze marzeń – najpierw przecież muszę dostać akceptację kilku dni wolnych od szefa. Mam nadzieję, że przyjazd choćby na chwilę będzie możliwy pod koniec listopada.

Na razie więc planuję dalej, ale nie zapeszam.

Full znaczy pół

Przynajmniej w katarskim PZU. Przyszło mi wykupić ubezpieczenie na samochód na kolejny rok. Trudno się trochę w tych tutejszych ubezpieczeniach połapać, bo podstawowa składka zwana ‘full cover’ owszem ubezpiecza kierowcę, ale pasażerów już niekoniecznie. Zależy jakich pasażerów. I tu niespodzianka – osoby niebędące członkami rodziny są wliczone automatycznie. Rodzina? – nie, po co!? Za rodzinę trzeba dopłacić kilkaset rijali rocznie (wtedy ponoć się ma ‘full full insurance’). Postanowiłem nie skorzystać z opcji rodzinnej, z wiadomych względów.

Niestety nie przewidują zniżek za bezszkodową jazdę – tak jakby wychodzili z założenia, że to tutaj niemożliwe. Nawet jak ktoś jeździ rozsądnie, to przecież na sąsiednim pasie może trafić na idiotów takich, jak na załączonym obrazku.

Rzeczywiście patrząc na te akrobacje można by w tę logikę ubezpieczeniową zacząć wierzyć. To też był powód, dla którego nie zdecydowałem się na wybranie tańszej o 300 rijali opcji ubezpieczenia, przy której szkody poniżej 1000 rijali musiałbym pokrywać z własnej kieszeni. Za duże ryzyko…

Ramadan mniej obiektywnie

Z tym przestrzeganiem zasad to jest rzeczywiście różnie. Zupełnie tak, jak z chrześcijanami. Znam wielu muzułmanów, którzy poszczą, chociaż nigdy bym się tego po nich nie spodziewał. Znam też takich, którzy nie poszczą za dużo, bo są „mniej praktykujący” itd., ale z atmosfery Ramadanu korzystają na całego. Czy komuś to przypomina Boże Narodzenie?

W ogóle da się wiele podobieństw zauważyć do naszych świąt – wszędzie pojawiły się dekoracje, wszystko się świeci, w tym lampki (takie choinkowe zawieszone na … palmach!!!). Szał zakupów, szał gotowania, a co za tym idzie – obżarstwa.

Tak, tu się pości w dzień, za to w nocy hulaj dusza piekła nie ma. Strata wagi nikomu z poszczących bynajmniej nie grozi, zwłaszcza, że 1. całkowity brak ruchu w dzień (bo jak się pości to lepiej zostać przed telewizorem w domu) i 2. je się dużo w nocy czyli wtedy, gdy jest to najmniej zdrowe. Przynajmniej wedle dietetyków. Przytoczony obrazek dotyczy głównie Katarczyków, bo jeśli ktoś pracuje np. w biurze to kwestia poszczenia przed ekranem telewizora raczej odpada. Ramadan w Katarze ciekawie ujął pewien Sudańczyk (muzułmanin):

"The people here are just playing at fasting. They should try it in Sudan, living in a hut with no fan, let alone AC, and working hard in the sun all day. That’s fasting!"

Tymczasem my, innowiercy, cały czas musimy się ukrywać w kuchni. Impreza bywa przednia, bo żarcia każdy przynosi więcej niż zwykle, żeby się dzielić z innymi innowiercami w potrzebie. Jest zabawnie zwłaszcza, gdy ktoś się zapomni i wyniesie kubek z herbatą poza kuchnię w kierunku biurka (co zdarzyło się mi na przykład dziś).

Ramadan – jak to ugryźć?

 

Mój pracodawca zlitował się nad tymi, którzy nie mają wcześniejszych doświadczeń z Ramadanem. Tylko tydzień po jego rozpoczęciu dostałem wskazówki jak się w tym czasie należy zachowywać. Oto punkty warte odnotowania:

Non-Muslims are urged to respect Ramadan. The following outlines some key points about Ramadan.

  • Don’t get upset that your neighbours eat and socialize at midnight. The day begins after Iftar (sunset) and it is normal to see individuals up all night.
  • Cars are parked everywhere during Iftar, so understand that a 2 lane road (one direction), completely blocked with parked cars outside a mosque, is normal. Peak hours of traffic are usually late evenings and just before/after prayer time.
  • It is important to dress appropriately. Don’t walk around in provocative western clothes during Ramadan – this attire is insulting. Men should wear pants and a shirt while women should wear either long dresses or a conservative top and pants: no tight pants, sweaters, blouses or low cut tops in public.
  • Ensure that you do not eat, drink or smoke in the open during the fasting days until dusk. In your own home you may do as you please. So long as it is not in public, you are free to eat and drink to your heart’s content.
  • You may also find that driving becomes more haphazard, so be extra careful behind the wheel and extra vigilant.
  • If you are caught eating or drinking in public this usually means a verbal warning, however short jail sentences have been known to occur to those abusing the religious law. Generally speaking the police are lenient, but do abide by these rules to avoid confrontation.
  • Keep stereos on a low volume in your home, so as not to disturb your Muslim neighbours during the day.

Kurzy się, zdeczko

W zeszłym tygodniu mieliśmy tu nad Zatoką małą zawieruchę. Widoczność ograniczona, drapacze chmur ledwo widoczne z daleka. Samochód zakurzony przez noc jak nigdy dotąd (kurzy się zawsze, ale nie aż tak, jak wtedy).

 

Dust in the air - 12 SEP 2007 by NASA

 

Ale to i tak jeszcze nic, w porównaniu z tym, co tu sie działo niedługo przed moim przyjazdem, na przykład w marcu. Jak to wyglądało z lotniczej perspektywy? Polecam wpis o bardziej prawdziwej burzy piaskowej na blogu Kapitana Piotra.

Wojna światowa wcale nie światowa

Ramadan zbliża ludzi. A konkretniej ukrywanie się w maleńkiej kuchni w biurze w celu konsumpcji posiłków oraz (niealkoholowych) trunków. Przy okazji większość żarówek niby przypadkiem wysiadła, więc bywa naprawdę ciemno. I tłoczno, bo większość ludzi z biura nie pości.

– Ukrywamy się zupełnie jak na wojnie – rzuciłem w przestrzeń, bo takie skojarzenie do tamtej sytuacji przyszło mi akurat na myśl.

Zaskoczenie Hindusów. O jaką wojnę mu chodzi? Czy oni mają jakąś wojnę w Polsce? Kiedy oni tam mieli ostatnią wojnę? Ton tych pytań był na granicy oburzenia!

No tak, nie wymagajmy od nich, żeby pamiętali wojnę sprzed ponad sześćdziesięciu lat, która dotknęła ich w zdecydowanie mniejszym stopniu niż Europę. Nie wymagajmy od nich wiedzy o tym, że od Polski mniej więcej się zaczęło. Sam przecież (niestety) niewiele wiem o historii i kulturze innych kontynentów. Ale bez przesady…

Jestem daleki od popierania koncepcji Polski jako Mesjasza Narodów, ale jednak trochę mnie to oburzenie w ich głosie zaskoczyło. Wyszło tak, jakbym ja, jako przedstawiciel najmłodszego pokolenia, nie miał prawa wspominać o tak odległej historii jak druga wojna światowa – bo niby skąd mam wiedzieć jak to wtedy wyglądało?! Teraz uwagę świata skupiają inne konflikty, ale historia jest historią i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby o niej czasem pamiętać. Na przykład używając tego typu niewinnych porównań.

Ramadan nie tylko zatem zbliża ludzi, ale także uświadamia, jak wiele nas dzieli.

A propos – kiedy ostatnio polskie media wspominały o konfliktach na Sri Lance czy Bangladeszu? Bo ja tu tym żyję prawie na co dzień. Taki tam inny punkt siedzenia…

Gorąca woda z zimnego kranu

Ostatnio trochę się ochłodziło. W ciągu dnia 35 stopni, do tego mniejsza wilgotność powietrza. To wszystko w połączeniu z bryzą powoduje, że przebywanie na dworze może być nawet przyjemne. Przynajmniej dla mnie (inni nadal narzekają). W każdym razie powietrze nie parzy już w płuca. Już trochę nie mogę się doczekać, aż będę zmuszony wykorzystać moją farelkę do ogrzewania mojego olbrzymiego pokoju – to dopiero w zimie.

Status wody w kranie pozostaje bez zmian. Woda leci tak samo gorąca jak latem. Witamy na pustyni! Zdarza się, że w środku dnia woda jest tak gorąca, że aż parzy. Co ciekawe, woda w kranie „z zimną wodą” jest najczęściej gorętsza, niż w kranie „z ciepłą wodą”. Istna paranoja. A to wszystko dlatego, że „zimna” w drodze do mieszkania najczęściej stoi przez jakiś czas w zbiornikach zlokalizowanych na dachach. To proste. A dlaczego zatem „ciepła” jest chłodniejsza? Bo ta zbiera się w bojlerach, które zimą mają tę wodę ogrzewać, latem jednak są wyłączone. Przy okazji omija zbiorniki dachowe. Banalne.

Zgadnijcie ile czasu zajmuje decyzja, którą wodę chcę użyć (decyzja ogranicza się do bardzo gorącej lub tylko ciepłej) i w związku z tym który kran powinienem odkręcić? O wodzie zimnej, takiej do superorzeźwiającego prysznica, można w Katarze tylko pomarzyć. Przynajmniej w tej cieplejszej połowie roku.

Pościć, będziem pościć

Przede mną olbrzymie wyzwanie. Przetrwać Ramadan. Zresztą nie tylko przede mną. Wszyscy „nowo-przyjechani” muszą przez to przejść po raz pierwszy tak, jak ja. Czy rzeczywiście będzie tak trudno jak opowiadają?
Meczet Al Fatih w Manamie
Muzułmański post zaczyna się już od czwartku, czyli od jutra, inszalla. Dzisiejsze gazety obwieściły tę radosną nowinę powołując się na decyzję mędrców od Księżyca i jego faz. Przy okazji wspomniano, że obowiązywanie Ramadanu ze wszystkimi tego konsekwencjami dla mieszkańców zostało oficjalnie zatwierdzone przez Rząd Księstwa Kataru (tak, mamy tutaj rząd – zupełnie jak w Polsce – na czele rządu stoi rodzony brat głowy państwa, należący do wszechwładnej rodziny Al Thanich).

Tak więc przez cztery tygodnie ban na alkohol w promieniu co najmniej tysiąca kilometrów. Absolutnie żadnych imprez w klubach. Zakaz jedzenia i picia w miejscach publicznych. Co jeszcze? Tego się dowiem w międzyczasie, a potem opowiem.

Ramadan Kareem - Burger King ad

Jedno jest pewne – będzie się działo!

Żeby Was trochę rozjuszyć nadmienię, że w czasie Ramadanu wszystkich obowiązuje skrócony czas pracy, a więc już od jutra będę spać o godzinę dłużej, co więcej – wyjdę z pracy o godzinę wcześniej, czyli równo o 14.30. A potem będziemy „łamać post”. I jeść całą noc – aż do wschodu słońca….

Happy Ramadan!

Destynacja Bahrajn

 

Bahrajn jest niesamowity. Wielu twierdzi, że żyje się w nim przyjemniej, niż w Katarze. Nawet imprezy mają jakieś takie normalne. Już sam fakt, że alkohol jest ogólnodostępny, a co za tym idzie – dość tani, wpływa na dobre samopoczucie mieszkańców i turystów. Moich gospodarzy uraczyłem ‘pściekymi bsami’ z Absolutem (polskiej wódki w wolnocłówce jeszcze nie mają…) – wypili na tyle dużo (smakowało), że kazali mi uczyć ich polskich przekleństw. I nazwy drinka (jak wyżej).

 

Bahrain Financial Centre

 

Impreza w klubie z filipińskim zespołem rockowym – w zasadzie już zapomniałem jak to jest bawić się w takiej atmosferze. Grali rewelacyjnie – od ‘Hotel California’, przez ‘Ironic’, ‘Enter Sandman’, a na Seanie Paulu kończąc – wykonania ‘Get busy’ na perkusję i dwie gitary elektryczne (!!) długo nie zapomnę.

Zdumiewające, że ponad połowa samochodów parkujących pod klubami ma rejestracje saudyjską – młodzi gniewni, pod przykryciem nocy przejeżdżają 26-kilometrowy most łączący Bahrajn z Arabią i korzystają z dobrodziejstw zdemoralizowanego świata Zachodu. Alkohol, panienki – hulaj dusza, piekła nie ma. Duża liczba hoteli w Bahrajnie określa się jednoznacznym mianem ‘no sleep’.

 

Gucci Ninja na bazarze

 

Ulice, bazary, czy ludzie wyglądają bardzo podobnie jak w pozostałych miastach regionu. Mnóstwo Hindusów, gdzieniegdzie ‘Gucci Ninja’, brud i rozpadające się budynki na tle nowoczesnych drapaczy chmur. Coś, do czego już dawno się przyzwyczaiłem.

 

Bahrajn - dwa światy

 

 

I podobnie jak w Dubaju znalazło się coś „naj” – najdziwniej umiejscowione wiatraki na świecie i najmniej szczere dążenie do wykorzystanie energii odnawialnej – gdzie jak gdzie, ale żeby je budować w regionie pełnym czarnego złota?

 

Bahrajn - wiatraki

 

I jeszcze najsmaczniejsze jedzenie tam mają – najbardziej polecam rozpływający się w ustach ‘coconut curry chicken’ w indyjskiej restauracji ‘Lantern’ na przedmieściach Manamy (gdyby ktoś się kiedyś wybierał).