O Katarze 6 lat temu

Przypadkiem natrafiłem ostatnio na bardzo ciekawy artykuł o Katarze opublikowany swego czasu w „Gazecie”. Mimo, że napisany ponad sześć lat temu, wydaje się bardzo aktualny. Okazuje się, że od tamtego czasu niewiele się w tym małym państewku zmieniło – władze cały czas próbują wprowadzić do życia „projekt kataryzacja”, gospodarka się rozwija, zasoby gazu i ropy się nie kończą, a jego mieszkańcy nadal uwielbiają wycieczki na pustynię i ściganie się po wydmach, a także swojego emira. I tylko modele Land Cruiserów przeszły lifting (Toyota się stara, wszak to jeden z ważniejszych rynków dla tych samochodów!). Ponadto proporcja zagranicznych mieszkańców do lokalnych nadal rośnie, a w centrum miasta coraz więcej mamy drapaczy chmur. I jeszcze tylko kurs riala notuje ciągłe zmiany.

Aż trudno uwierzyć, że już w 2002 roku ktoś pisał o Katarze na łamach Dużego Formatu. Zapraszam na reportaż Roberta Stefanickiego z lipca 2002 roku.

Zapach koszonej trawy

Poczułem go po raz pierwszy od chyba dwóch lat. Któż z nas nie lubi tego zapachu? Gdzie? W Katarze. Przeżycie niemalże ekstatyczne.

Jakby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości to owszem, mamy tutaj prawdziwą trawę prawie na każdym kroku. A zwłaszcza w reprezentacyjnych częściach miasta. Czasami nawet takiej trawie towarzyszą przepięknie kolorowe kwiaty. Każdy (!) trawnik jest uzbrojony w sieć nawadniającą, ale mimo to trawa bywa wysuszona. Nic dziwnego zatem, że zaspokajanie potrzeb wodnych tego kraju czyni odsalanie wody morskiej drugą co do wielkości gałęzią przemysłu.

Jak powstaje trawa w Katarze

Party permit

Pomysł tak absurdalny, że aż nie chce mi się tego komentować. Lokalne kluby nocne, tudzież dyskoteki – swoją drogą zbyt dużo ich tu nie ma – już od lutego będą dostępne tylko dla posiadaczy kart członkowskich. Wszystkie. Jeśli obecnie takich kart nie wydawały, to będą musiały zacząć.  Taki jest wymóg nowowprowadzanego prawa.

Już sam nie wiem przeciw komu jest to wymierzone – przeciw samotnym mężczyznom (Hindusom, Arabom?), czy może Katarczykom, którzy w niektórych barach piją swoje i innych zdrowie (nie mam nic przeciwko, choć wkurza mnie taka obłuda).

Ciekawe, czy do wydania takiej karty konieczne będzie pozwolenie od pracodawcy tak jak w przypadku liquer permit ? Oj, działoby się, oj działoby.

Latawiec

Rozlatałem się ostatnio. Nawet nie próbuję zaprzeczać. Prawie jak stewardessa. Prawie. Niedawno minął rok, odkąd mam przyjemność wsiadania na pokład samolotu jako ładunek drugiej kategorii, tudzież tzw. subload.

Moje doświadczenie jest dosyć skromne, zwłaszcza jeśli by je porównać z empirią mojego szefa, który w branży pracuje od dwudziestu lat, a jego kajecik, w którym skrupulatnie zapisuje kiedy i dokąd leciał, ma kilkadziesiąt stron i jest zapisany kratka w kratkę. Imponujące, a jakże pomocne w odtwarzaniu pamięci!?

Qatar Airways Airbus A330 w nowym malowaniu

Nie chcę, żeby wyszło, że narzekam, ale lista destynacji do których można bezproblemowo polecieć na weekend powoli się kurczy. Pozostają zwłaszcza te loty, które zwykle nie mają wolnego miejsca dla takiej mróweczki, jak ja.

Udało mi się być w kilku miejscach na Dalekim Wschodzie, zaliczenie stolic krajów Zatoki Perskiej prócz Arabii Saudyjskiej okazało się łatwiejsze niż myślałem (wycieczka do Arabii byłaby sportem ekstremalnym, więc na razie nie jest brana pod uwagę). Do zaliczenia całego Półwyspu Arabskiego z kolei pozostaje mi przepiękna ponoć stolica Jemenu – Sana – jest w planach, ale tylko tymczasowo brakuje odwagi.

Podsumowując – w ciągu ostatnich 13,5 miesięcy wylatywałem z Doha 21 razy, czyli średnio raz na 18 dni – chyba niezły wynik, lecz gdyby go porównać z tymi, którzy latają zawodowo, to oczywiście wypadam blado. Co się nie udało? – doświadczyć jednego z naszych kultowych Airbusów A300, które ostatnio już zostały wycofane z lotów pasażerskich na rzecz A330. Wraz z odejściem A300 podobno drastycznie zmalało prawdopodobieństwo doświadczenia awaryjnego lądowania z powodu zepsucia się jednego z silników (podobno nie ma czym się podniecać, hm…)

Marzy mi się z kolei lot nowiutkim boeingiem 777. Może spróbuję szczęścia na Bombaju, może w styczniu?

Bo marzenia jakieś trzeba mieć. A potem dążyć do ich spełnienia. Najwidoczniej na pustyni też jest to możliwe!! Powyższe dowodzi, że spełniać się mogą również marzenia drugoplanowe. O podróżowaniu po świecie. Prędzej czy później przyjdzie czas na zmianę bazy wypadowej. Ale chyba jeszcze nie teraz.

Sezon zaczyna się w Doha

Tuż po nowym roku przyszła prawdziwa katarska zima – zaczęło się w Nowy Rok od prawdziwej – czyli niepiaszczystej – mgły takiej, że samoloty nie lądowały. A wraz z zimą kolejny, a jakże! – turniej tenisowy. Tym razem mężczyźni. I znowu za półdarmo.

 

The new season starts in Doha

 

Wsiąść do airbusa byle jakiego

 

Latam tak i latam. I końca nie widać. Plany podróży na Bora Bora zostały nieco zweryfikowane i odłożone w czasie (bo to jest naprawdę na końcu świata). Trochę ponad rok to wystarczająco długo, aby zacząć traktować airbusa jak autobus. A samą wycieczkę jako niebolesną rutynę – jak inaczej by nazwać kupowanie biletu w dniu wylotu połączone z pakowaniem walizki na 15 minut przed wyjściem z domu – wszystko wszakże w niewiedzy czy i dokąd się poleci! Potem już tylko pozostaje znalezienie miejsca na parkingu pod lotniskiem, morderczy bieg od odprawy do samolotu i – jak zwykle – oczekiwanie na magiczne słowa szefowej/szefa pokładu o tym, że all passengers aboard, po których z innymi wyjadaczami trzeba walczyć o lepsze niezajęte jeszcze miejsca siedzące z większą przestrzenią dla siebie.

Niebo nad Doha

Swoją drogą ta rutyna zaczyna się robić do pewnego stopnia nudna – zwłaszcza jak w ciągu dwóch tygodni dostanie się to samo miejsce na pokładzie tego samego samolotu, (a co mają powiedzieć piloci – oni do wyboru mają zwykle tylko dwa miejsca!). A jak inaczej by potraktować dosypywanie pieprzu i soli do serwowanego na co drugim bodajże locie zestawu mixed vegetable frittata with chicken sausage herbed mushrooms and cheese potato – jeszcze zanim się go posmakuje?

Waleczni w sukienkach

Widzieliście kiedyś bijących się obywateli Kataru? Szanse są małe, wszak Katar jest jednym z najbezpieczniejszych państw na świecie. Na youtubie jednak można znaleźć wszystko. W tym również bijących się panów w białych prześcieradłach.

Bezcenne?