Mumbai, India!

Wybrałem się do Bombaju tuz po powrocie z Malezji. Doleciałem – zgodnie z ostatnią tendencją – bynajmniej niebezpośrednio. W czwartki wieczorem jak zwykle trudno o miejsce na tej trasie (mimo, że leciał Airbus 340). A więc jak? Najpierw z Doha do Ahmedabadu, a potem to już dane mi było spróbować jak smakuje przelot krajowy w Indiach. Do Bombaju doleciałem ostatecznie na pokładzie tanich linii SpiceJet – lot sam w sobie pozytywny (Boeing 737NG pilotowany przez Niemca…), ale wspomnienie o lotnisku w AMD wrzucam do szuflady pt. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Po takim doświadczeniu, terminal w Bombaju to już bezwzględna cywilizacja (do wszechobecnego smrodu, o którym w swoich skeczach wspominał Russell Peters, można się szybko przyzwyczaić!).

Do rzeczy! Eksploracja przedmieść Bombaju, w tym okolicy lotniska, okazała się niezbyt przyjemnym doświadczeniem organoleptycznym. Jak to w Indiach. Jednakże wjazd do centrum pozostawiło całkiem pozytywne wrażenia, przy czym biorąc pod uwagę wielkość i rozpiętość tego miasta (nawet niektórzy jego mieszkańcy nie wiedzą gdzie się kończy), centrum pozwoliłem sobie zdefiniować jako tę jego część, która pozostawia całkiem pozytywne wrażenia właśnie. W Excelu nazywa się to odwołaniem cyklicznym. I wszystko jasne.

Bombaj - hotel Taj Mahal i Brama Indii

Bulwar dokoła zatoki – niemal jak w Doha. Plaża – (prawie) jak w Miami. Kolonialna architektura i mnóstwo drzew wzdłuż ulic (lub wręcz alei) – zupełnie jak w Paryżu (tylko modele samochodów jakieś takie nie z tego świata). I ruch uliczny trudniej znieść (cóż za eufemizm! – w zasadzie miałem na myśli to, że trzeba się nieźle starać, aby uniknąć śmierci pod kołami samochodów, rikszy, motorowerów, itp.)

Zatłoczone ulice Bombaju po zmroku

Z Bombaju najbardziej zapamiętam przepiękną wyspę, na której znajdują się imponujące Elephanta caves – wyryte w skale hinduistyczne świątynie; przepyszne kebaby przyrządzane na ulicy; wizytę w hotelu Taj Mahal –  w trakcie renowacji po zamachach terrorystycznych z 2008 roku (wyobraźnia daje do myślenia!). A ponad wszystko imprezę w bodajże najdroższym klubie, w jakim mi było w całym dotychczasowym życiu być, przy czym nie wydałem ani grosza… Przyjemnie było zobaczyć jak bawi się wyższa półka klasy średniej w stolicy Bollywood. Teraz to wypadałoby zajrzeć na południe Indii. Tylko kiedy!?

Kebab w Bombaju - jeden z najlepszych na świecie!

Zapraszam na zdjęcia.

Do Penang za 3$

Wycieczkę do Malezji zaplanowałem już w sierpniu (uwierzyłby ktoś?), przy okazji szalonej wyprzedaży biletów Air Asia (południowoazjatycki Ryanair, wyprzedaż też zorganizowana na wzór europejskiego giganta). Wybór destynacji był bardzo prosty i ograniczał się do tych miast, do których oferowano najtańsze bilety. Kuala Lumpur – Penang kosztowało niecałe 3$, z opłatami. Było całe mnóstwo innych miast w regionie, do których mogłem polecieć z KL za 6$ albo i 9$, ale nie spełniały tego najważniejszego kryterium wycieczki, którym było właśnie polecieć byle gdzie, najtaniej jak to tylko możliwe i przy okazji wypróbować Air Asia (o której w świecie coraz głośniej).

Penang - Perła Orientu

Po sześciu miesiącach w końcu nadszedł ten długo oczekiwany wyjazd (zdążyłem o wszystkim zapomnieć kilka razy, w końcu to tylko 3$ w jedna stronę!). Szczegółowo obmyślony plan się trochę posypał – w pewien sobotni poranek miałem za 3$ pierwszy raz w życiu lecieć na pokładzie Air Asia z Kuala do Penang. Zamiast tego, pierwszy raz do samolotu Air Asia było mi dane wsiadać w Singapurze, w pewne piątkowe popołudnie poprzedzające ów – długo wyczekiwany – sobotni poranek. Doleciałem w końcu do KL, a przyjemność ta kosztowała całe 75$. Do dziś jednak nie mogę wybaczyć koledze z działu, który tak bardzo przesadził z overbookingiem na locie do Kuala, że zabrakło dla mnie miejsca. Dobrze, że chociaż na Singapur udało się dostać! Swoją drogą, historia lubi się powtarzać – półtora roku temu leciałem do Singapuru przez Kuala Lumpur (winny był ten sam kolega oczywiście). Elastyczność w takich podróżach to podstawa.

Penang - Perła Orientu

A Air Asia? Przyjemnie na pokładzie, przyjemnie na lotnisku – dosyć sprawni są i efektywni – trzeba to przyznać, choć mogliby zrobić porządek z rozkładami (inna godzina wylotu na bilecie, inna na lotniskowych tablicach, jeszcze inna na karcie pokładowej w dwóch na trzech przypadkach to w sumie lekka przesada…). Pomijam dwugodzinne opóźnienie z powodu awarii technicznej, bo za stawianie bezpieczeństwa ponad wszystko należy moim zdaniem pilotów oklaskiwać, a nie ganić. Olej kapał z silnika (!) – oto mam kolejne doświadczenie w biografii. Pozytywne myślenie to podstawa.

Świątynia Kek Lok Si w Penang w Malezji - dekoracja na chiński nowy rok

A Penang, czyli Perła Orientu? Cudne. Nie wszystko zdążyłem zwiedzić w ciągu dwu dni, ale było warto. Wyspa położona jest kilka kilometrów od zachodniego wybrzeża Półwyspu Malajskiego. Bogata historia pełna przeplatających się kultur: malajskiej, chińskiej, indyjskiej i europejskiej jest wystarczającym powodem do jej odwiedzenia. A ponad wszystko jest to raj dla miłośników smakowitego jedzenia, z którego słynie nawet pośród Malajów… Assam laksa (ze straganu na brudnej ulicy przy plastikowych stołach i rozpadających się krzesłach) i zimne teh tarik na deser potrafią człowieka uszczęśliwić! Człowieka takiego, jak ja – coraz bardziej zauroczonego Malezją (może i zabujanego?).

Malaysia – Truly Asia!

Zdjęcia powiedzą więcej. Zapraszam.

Pieguski na wyciągnięcie ręki

Dzisiejsza wizyta w delikatesach poskutkowała zaniemówieniem i oczom niewierzeniem! Moim błękitnym oczom ukazały się oto nasze rodzime Pieguski! Drogie jak cholera, jakieś 11 rijali za paczkę (kto wie ile to kosztuje w Polsce?), postanowiłem poczekać aż stanieją – z ciastkami Tago tak właśnie było przy drugiej dostawie. Szkoda tylko, że opakowania LU są w 100% polskie, Tago przynajmniej postarało się na jakieś tam tłumaczenia na froncie (kiepskie ale jednak). Póki co, delektuję się zdjęciem!

 

Pieguski i Petitki w Doha, w Katarze!

Gdy mieszkasz na Bliskim Wschodzie zbyt długo …

  • Nie jesteś zaskoczony gdy zobaczysz kozę na fotelu pasażera w samochodzie obok
  • Uważasz, że nieocenzurowana wersja Domku na prerii jest prowokacyjna
  • Oczekujesz dopisku inszalla na zakupionym właśnie bilecie lotniczym
  • Jesz obiad nie wcześniej niż o 22.30
  • Ubierasz sweter gdy temperatura na dworze spada poniżej 25 stopni Celsjusza
  • Wymarzone wakacje spędzasz w kraju, w którym można jeść wieprzowinę
  • Prace domowe ograniczasz do wręczenia służącej listy rzeczy do zrobienia
  • Jesteś przekonany, że znaki o ograniczeniu prędkości należy traktować jedynie jako porady
  • Nie przeszkadza ci, gdy traktory jeżdżą po autostradzie z prędkością 40 km/h
  • Dobrze wiesz, kiedy znajdujesz się w zasięgu irańskich rakiet wojskowych, a kiedy nie
  • Zdajesz sobie sprawę z grożącej ci kary więzienia za spowodowanie wypadku, w którym rodzony Arab uderzy w tył twojego samochodu po tym, jak zatrzymałeś się na znaku STOP
  • Jesteś przekonany, że im bliżej środka skrzyżowania będziesz się przesuwał krok po kroku, tym szybciej światło zmieni się na zielone
  • Rozkopanie tego samego kawałka ulicy trzy razy w ciągu kilku tygodni przez różne ekipy uważasz za całkowicie normalne
  • Nanosekundę definiujesz jako czas pomiędzy zapaleniem się zielonego światła a usłyszeniem klaksonu za twoimi plecami
  • Skręcanie z prawego pasa w lewo nie wymaga u ciebie dłuższego zastanawiania
  • Przyzwyczaiłeś się do odkręcania kranu z zimną wodą w celu użycia wody gorącej
  • Twój sąsiad ma dwa Ferrari i Hummera, co wcale nie czyni cię wyjątkowym
  • Pudełko jednorazowych chusteczek są elementem zestawu stołowego, tak jak krzesła
  • Wierzysz, że woda w naturze występuje jedynie w postaci butelkowanej
  • Zdarza ci się prosić o „bebsi łiz snoł” [Pepsi with snow]

Niektóre z powyższych wniosków są oczywiście przesadzone. To ostatnie o Pepsi przytrafiło się także mi, już kilka razy. Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one!

[tłumaczenie autora, za wersją angielską]

Skok na Bahrajn – jumbo jetem!

Pierwszy lot 2010 roku mam już za sobą. Lot wyjątkowy pod wieloma względami: pierwszy raz w życiu na pokładzie British Airways, a więc i na pokładzie Boeinga 747, który owego dnia obchodził na całym świecie … czterdziestą rocznicę rozpoczęcia służby w liniach lotniczych. Historyczna chwila. „Królowa przestworzy” spisała się na medal, bo lot trwał tylko 22 minuty mimo, że startowaliśmy w przeciwnym kierunku! (moje pierwsze przeżycia na tej prawdopodobnie najkrótszej trasie świata obsługiwanej przez odrzutowce znaleźć można w notce z września 2007).

747 British Airways w Doha przygotowuje się do lotu do Bahrajnu i Londynu

A co w Bahrajnie? Tradycyjnie już impreza (prosto z lotniska, oczywiście), tradycyjnie w klubie Tabu/Ground Zero – jak zwykle pośród dziesiątek Saudyjczyków zachowujących się jak zwierzęta wypuszczone z klatki. Ponadto trochę zwiedzania, w czasie którego wykazałem się umiejętnościami jechania pod prąd autostradą prowadzącą do Arabii Saudyjskiej – to była jedyna (dość popularna jak się po chwili okazało!) droga odwrotu przed wjazdem na most łączący Bahrajn z kontynentem!

Flaga Bahrajnu w wersji wartej odnotowania

Na deser – Bahrain International Air Show – impreza, w której pokładałem spore nadzieje, gdyż organizowana była pod patronatem podobnej imprezy w Farnborough. Rozczarowanie przyszło, gdy okazało się, że na widok „tłumów” wystawiono tylko dwa helikoptery, natomiast cała reszta statków powietrznych (w tym biznesowy Challenger należący do Qatar Airways) była dostępna tylko dla VIPów i firm za szczelnie strzeżonym murem! Arabowie nie lubią mieszać plebsu z dostojnymi gośćmi.

Na pokazy w powietrzu nie można jednak było narzekać – zgromadzono pokaźną flotę myśliwców, które pokazały co potrafią (włącznie z naddźwiękowym przelotem F18, tuż nad ziemią!). W kwestii akrobacji nasza Góraszka jednak jest według mnie o wiele ciekawsza.

zdjęcia, oczywiście, ale przyznaję się bez bicia – zrobione najtańszą (i najlepszą) głupawką Canona i przerobione w Picasie, zatem niepierwszego sortu tym razem.

Bahrain International Air Show 2010

10 praw ruchu drogowego u Arabów

1. Trzymaj się swojego pasa.

Landkruzery, BMW i Mercedesy mogą poruszać się „szybkim pasem”. Pozostałe samochody powinny trzymać się środkowego lub „wolnego pasa”.

2. Wjeżdżając na rondo pamiętaj, że Bóg chroni tych z czystych sercem. Jedź prosto, a On cię ochroni.

3. Prawy pas na rondzie jest zarezerwowany dla taksówek, które wysadzają pasażerów

4. Parkowanie na środkowym pasie ronda dozwolone tylko, gdy odbywa się na nim sprzedaż flag narodowych lub arbuzów.

5. Jedź prawym pasem, gdy zamierzasz skręcić w lewo, vice versa.

6. Gdy “inne rodzaje pojazdów” jadą “szybkim pasem”, zamrugaj światłami, aby zjechały ci z drogi. Gdy to nie poskutkuje, delikatne muśniecie zderzakiem powinno pomóc.

7. Czerwone światło oznacza STOP. Zielone światło oznacza JEDŹ.

* [nie dotyczy landkruzerów i pickup’ów]

8. Zawsze jedź co najmniej 10 cali za samochodem jadącym przed tobą.

* [nie dotyczy landkruzerów i pickup’ów]

9. Dzieci siedzące na kolanach kierowcy nie mają obowiązku zapinania pasów bezpieczeństwa.

10. Często używaj klaksonu w geście pozdrowienia: “Miłego dnia, Bracia!”

 

No to miłego dnia, Bracia!

Al Jazeera o Katarze

Oto odcinek popularnej serii Arab Street nadawanej przez katarską telewizję Al Dżazira. Tym razem zbierano opinie o Katarze – jego pozycji w świecie, pośród krajów arabskich, przyszłości i teraźniejszych problemach. A zbierano je na ulicach Doha oczywiście: Czy wojska amerykańskie powinny mieć bazę w Katarze? Czy Iran stanowi zagrożenie dla Kataru? Czy Katar jest regionalną potęgą? Czy państwa Zatoki Perskiej robią wystarczająco dużo aby pomóc Palestynie? Czy Katar traci swoją tożsamość? Czy imigranci ze Wschodu dostają sprawiedliwe wynagrodzenie? Czy Katar rozwija się zbyt szybko? Czy kryzys w Dubaju ma szanse się powtórzyć w Katarze?

Czy przegięciem będzie jeśli wspomnę z dumą, że znam jedną z przepytywanych osób? Film polecam również ze względu na ciekawe i odważne ujęcia miasta stołecznego i jego mieszkańców – wyjątkowo trudno jest na nie trafić w sieci, zwłaszcza że filmowanie ludzi na ulicy jest w krajach arabskich niemile widziane. A i samoloty przy okazji też przyjemnie nad głową latają.