Jeju! Ale wyspa!

Podobnie jak w zeszłych latach mieliśmy kilka dni wolnego w związku z końcem ramadanu. Takiej okazji oczywiście nie można było zmarnować, a wybór padł na odwiedzenie Korei Południowej.

Jeden dzień w samym Seulu wystarczył mi na odświeżenie wspomnień i odkrycie kilku nowych interesujących miejsc. Na przykład pewnej kawiarni (a są ich w Seulu chyba tysiące), w której zaserwowano mi kawę z mleczną pianką, z której spoglądał na mnie kotek, albo raczej kotka (biorąc pod uwagę, że akcja działa się w Azji można założyć z przekonaniem graniczącym z pewnością, że wzorowano się na Hello Kitty!).

Seul, Korea

Potem już czas na najważniejszą część wycieczki, czyli wyspę Dżedżu (Jeju!). Położona jest niecałą godzinę lotu na południe od Seulu i często określa się ją mianem „azjatyckich Hawajów” (określenie to funkcjonuje mimo, że wszyscy, włącznie z autochtonami, przyznają, że dużo w tym przesady). Swoją sławę wśród turystów (głównie Koreańczyków) zawdzięcza pięknym plażom, a także niezliczonym szlakom turystycznym prowadzącym wzdłuż pięknych wodospadów, górskich przepaści oraz pod szczyt wulkanu. Nie brakuje również innych atrakcji w postaci ogrodów botanicznych (bonsai!), torów gokartowych i muzeów, zwłaszcza muzeum seksu (sztuk dwa na jednej tylko wyspie!). Te ostatnie są wyjątkowo popularne wśród koreańskich nowożeńców (czy kogoś to dziwi?!), którzy na Dżedżu stanowią bodaj największą grupę turystów. Przewodniki turystyczne opisują tę wyspę jako przede wszystkim honeymoon destination. Swoją drogą trochę mnie zaskakuje to, że tak wiele par decyduje się spędzić tam miesiąc miodowy, bo żadne miejsce, do którego trafiłem, nie było w żaden sposób romantyczne. Co kraj, to obyczaj. Koniec końcow, bogatsi i bardziej romantyczni Koreańczycy wybierają na podróż poślubną amerykańskie Hawaje.

Jeju, Korea

Subtropikalny klimat i natura Dżedżu zauroczyły mnie. Góry, plaże, wszechobecne skały powulkaniczne, palmy – o tym już wspominałem. Przy okazji przejażdżki rowerem po rzadziej uczęszczanych drogach pośród łąk i pól uprawnych odkryłem coś, co pozwoliło się podwójnie zrelaksować – błogą ciszę o zapachu polskiego lasu iglastego. Inny kontynent, inna szerokość geograficzna, a tu jakby środek lipca na Kaszubach, równie palące słońce i te naturalne aromaty ulatniające się w powietrzu i chciwie przechwytywane przez moje nozdrza. Kaktusy rosnące wzdłuż brzegu pozwoliły przebudzić się z tego pięknego snu. Mimo wszystko, dla takiego widoku warto było się przebudzić. Podsumowując – pełen relaks i to przez trzy dni!

Jeju, Korea

Wycieczka bogata była również w doświadczenia lotnicze (czy mogło być inaczej?!), które są warte odnotowania. Oto pierwszy raz w życiu (prawdopodobnie i ostatni) miałem okazję lecieć Airbusem A300, czyli konstrukcją od której zaczęła się historia (i sukcesy) europejskiego producenta samolotów (a było to ponad 35 lat temu). Korean Air był pierwszym pozaeuropejskim użytkownikiem tego modelu i samoloty w odmłodzonej wersji A300-600 służą mu do dziś, głównie na trasach krajowych, takich jak Seul Gimpo-Jeju. Połączenia między tymi lotniskami zajmują drugie miejsce na świecie pod względem liczby oferowanych miejsc! W ciągu każdej godziny rejsów wykonywanych przez różne linie lotnicze jest tyle, że trudno się w tym zorientować spoglądając na tablicę odlotów (były rejsy tego samego przewoźnika pięć minut jeden po drugim, nie wspominając o konkurencji!)

Jeju, Korea

Wizytę na Dżedżu polecam wszystkim przybywającym do Korei, zwłaszcza tym, których nudzi zwiedzanie kolejnych świątyń albo inne standardowe punkty programu typu strefa zdemilitaryzowana, itp. A ponadto … można się przelecieć starym modelem samolotu, który niebawem trafi na złomowiska!

Więcej zdjęć na Picasa.

Skutki uboczne drogiej ropy

Choć trudno Wam będzie w to uwierzyć, to wcale nie jest prima aprilis.

Katarski rząd ogłosił właśnie wzrost wynagrodzeń obywateli Kataru pracujących w służbach państwowych o 60%. Podwyżka pensji dla oficerów wojskowych wyniesie 120%, a dla wojskowych w stopniach szeregowych 50% (w każdym przypadku mowa o wynagrodzeniu zasadniczym oraz dodatkach socjalnych). Emerytowani pracownicy służb cywilnych również będą mogli cieszyć się wzrostem w wysokości 60%.
Zmiany te przewiduje zarządzenie Jego Wysokości Następcy Emira i Tronu, Szejka Tamima bin Hamada as-Saniego nr 50 z 2011 r. Zmiany wchodzą w życie od 1 września.

Wzrost wynagrodzenia zasadniczego i dodatków socjalnych będzie kosztował katarski budżet 10 mld rijali katarskich (ok. 2,7 mld USD), kolejne 20 mld rijali rząd przekaże na rzecz funduszu emerytalnego.

Tyle suchej informacji prasowej. Podkreślić pragnę, że podwyżka dotyczy jedynie obywateli z paszportem katarskim (zatrudniani są na oddzielnych zasadach), a nie pracowników najemnych, takich, jak ja. Plotka niesie, że jednym z powodów wzrostu wynagrodzeń – poza najzwyklejszą w świecie „nadwyżką budżetową” – jest chęć podkreślenia różnic (ekonomicznych) między rodowitymi Katarczykami a napływową siłą roboczą. Coraz częściej bowiem było słychać głosy wśród obywateli Kataru, którzy narzekali na pogarszającą sytuację materialną i wypieranie ich z rynku pracy przez specjalistów z zagranicy. Czy to plotka, czy nie, trzeba przyznać, że posunięcie ma nawet sens.

A my, drobni ciułacze, już teraz zaczynamy obawiać się podwyżek cen żywności i innych towarów. Lokalni handlowcy byliby głupi gdyby z takiej okazji nie skorzystali.

 

Swoją drogą – jestem z siebie dumny, bo nie użyłem ani jednego wykrzyknika przy przekazywaniu Wam tej wiadomości. A kusiło mnie, oj kusiło …