Afera w taksówce

– Ty wiesz, jaką aferę z taksiarzem miałam?!

Wsiadłam jak przystało do taksówki na lotnisku, gbur włączył taksometr na 25 riali. Nie miałam pojęcia, że taka stawka obowiązuje z lotniska w Doha, więc natychmiast poprosiłam o wyjaśnienie. Ten milczy i udaje, że nie słyszy… Ponawiam GRZECZNIE pytanie…

Taksówkarz na to odwrócił się i wydarł się na mnie, że jak mi się coś nie podoba to mogę wysiąść.

– ?!?!

– Więc kazałam mu się zatrzymać – 10 m od postoju i powiedziałam, że wychodzę, bo nikt się na mnie wydzierać nie będzie.

DOSŁOWNIE

Wyszłam i próbuję otworzyć bagażnik, w którym jest moja walizeczka. Zamknięte… Proszę, aby otworzył.

A ten, że NIE OTWORZY!

– ?!?!?!?!?!?!?!?!?!

– Przez 10 minut trzymał moją walizkę za zakładnika!!!! Wydzierał się na mnie, że mu licznik bije.

Ja na to, że z nim nie jadę i proszę, aby otworzył mój bagażnik. Sorry, JEGO BAGAŻNIK Z MOJĄ PROPERTY.

Po 5 minutach nie wyrobiłam i wydarłam się na niego, że dzwonię po policję. Próbowałam przez tylne siedzenie otworzyć bagażnik, wiesz… Położyć siedzenia i wyciągnąć, ale mi się nie udało.

W końcu podbiegli ci ludzie z Karwa, którzy kontrolują tą kolejkę na przylotach. Kazali mu natychmiast otworzyć bagażnik. Wsadzili kogoś innego.  Mu do samochodu, nie do bagażnika. A mnie wzięli jako świadka, bo mieli z tym kierowcą już sporo problemów ponoć.

Ten nawet przy nich się na mnie WYDZIERAŁ!

Takiej jazdy to ja jeszcze nie miałam!!!

– Będzie co wnukom opowiadać …

 

Przeżyte i opowiedziane przez: A. Fritz-Nowojorska

Wysłuchane i zredagowane przez: Wheyman

Wycieczka do Zikreet

To ostatni moment żeby jechać na plażę, bo niedługo zacznie się lato.

Od tak absurdalnego (z pozoru) stwierdzenia rozpoczęliśmy sobotnią wycieczkę na zachodnie wybrzeże Kataru. Zrozumie ten, kto w środku lata wybrał się na plażę nad Zatoką Perską.

Pół godziny na autostradzie (nie licząc przebijania się przez miasto) wystarczyło, aby ze wschodu przemieścić się na zachód kraju. Tuż przed miasteczkiem Dukhan, w którym w latach 40-tych odkryto ropę naftową, zjeżdżamy z głównej drogi, by po chwili znaleźć się w miejscu nie z tej ziemi.

Półwysep Zikreet to jeden z naturalnych klejnotów Kataru. Słynie z wapiennych skał w intrygujących kształtach, które zostały wyrzeźbione przez wiatr.

Trudno dostępny teren oznacza, że eksploracja możliwa jest tylko samochodem terenowym. Przewaga kamieni i żwiru zamiast piaszczystych wydm skutecznie odstrasza większość Katarczyków, którzy w miejsce Zikreet wybierają raczej południe kraju, oferujące więcej adrenaliny i przygód. Tym lepiej dla Zikreet, które nawet w sobotnie popołudnie okazało się dla nas oazą spokoju.

Podziwiając te niesamowite formacje skalne można było odnieść wrażenie, że Allah zlitował się nad Katarczykami urozmaicając w ten sposób okrutnie monotonny krajobraz tego kraju.

Po wyczerpujących (zwłaszcza dla pasażerów siedzących z tyłu) 20 km żwirowych bezdroży dotarliśmy na skraj cypla. Witały nas piasek, krystalicznie czysta woda i przerywana od czasu do czasu leniwymi falami cisza. A dla zgłodniałych podwieczorek.

Jedynie postępujący w stronę naszej maty przypływ oraz chęć bezproblemowego odnalezienia drogi powrotnej przez pustynię jeszcze przed zachodem słońca zmusiły nas do opuszczenia tej namiastki raju.

 

Autorka zdjęć: Gosia