Szefowa pokładu relacjonuje kolejny dzień w pracy:
– Dzisiaj prawie ugryzłam „klejenta”.
– Ugryzłaś klienta?!!!
– Prawie. Koleś robił zdjęcia załogi. Załoga przyszła i mi się poskarżyła. Zażartowałam, że jak zrobi jeszcze jedno, to pójdę i go ugryzę.
– I co dalej? Opowiadaj!
– Chwilę później znów przychodzi do mnie załoga i mówi, że facet, mimo ostrzeżenia, dalej robi im zdjęcia. No to ja w te pędy. Cała załoga stoi z tyłu i patrzy. Ja do gościa, że dzisiaj w naszych liniach jest taki specjalny dzień, kiedy zamiast dzwonić po ochronę możemy sami wymierzać kary i że nie przestrzega poleceń załogi, więc ja go ugryzę.
Załoga z tyłu w śmiech. A ja całkiem na poważnie pytam gościa czy jest praworęczny.
On, że tak. Więc ja do niego mówię, że poproszę o lewą rękę.
Załoga z tyłu prawie zwija się ze śmiechu. A gościu, kompletnie oszołomiony, wyciąga lewą rękę.
– Hahaha. Jakiej narodowości był ten pasażer?
– Omańczyk. I z daleka było widać, że taki z jajami.
Moi „klejenci” są w ogóle najlepsi. Inny poprosił gościa z załogi, żeby sprawdził czy któraś z nas nie szuka bogatego męża. Wesoły dzień w pracy… Facet był fajny, więc we dwie do niego poszłyśmy.
– O! To mam nadzieję, że się zgłosiłaś!!!
– Raczej! Ale okazało się, że trzeba by się przeprowadzić do Saudi. Obie zrezygnowałyśmy…
Nigdy nie miałem wątpliwości o tym, że praca na pokładzie samolotów jest bardzo ciekawa. Ta opowieść przebija jednak wszystkie poprzednie.