Czy Doha rozpieszcza?

Doha rozpieszcza ludzi, nawet w czasie kryzysu.

– Nie zdążę do fryzjera! – skomentowała przedstawicielka Polonii na wieść o tym, że jej rejs z Doha do Warszawy może lądować z kilkugodzinnym opóźnieniem z powodu blokady przestrzeni powietrznej.

W tym kontekście czuję się upoważniony, by powrócić do tematu rozpieszczania, mimo trwającego od ponad miesiąca „kryzysu”. Temat pojawił się w mojej głowie już przy okazji opisu przygody z lotniskowymi autobusami w Doha. Od dłuższego czasu bowiem obserwuję siebie i innych w Katarze i stwierdzam, że życie nas tutaj rozpieszcza, aż do nieprzyzwoitości.

Myślę, że wiele z tych obserwacji dotyczy również innych krajów nad Zatoką Perską. Wygoda, a czasem nawet i wygodnictwo są tu powszechne. Od wielu lat wszędzie poruszamy się własnymi samochodami, ewentualnie taksówkami. O przemieszczaniu się piechotą, nawet na mniejsze odległości, prawie się nie słyszy, a sugerowanie tego może się skończyć uznaniem za wariata. Taka postawa jest tu tak oczywista i powszechnie akceptowana, że prawie nikt nie kwapi się, by choć poszukać jakiejś wymówki.

Mój przyjaciel od ponad roku jeździ do pracy rowerem lub autobusem – pogoda lub warunki na drodze go nie zniechęcają. Nierzadko ma na sobie elegancką marynarkę … W Kopenhadze, a może nawet i ostatnio w Warszawie, byłoby to zupełnie normalne. Ale nie tutaj. Na jego widok ludzie do dziś otwierają oczy ze zdziwienia, nawet mi się zdarza wpadać w te pułapkę.

– Ten znowu na rowerze. Jeszcze mu się nie znudziło?!

Wśród krytykujących są nie tylko „wygodnisie”, lecz również osoby, które na wakacjach gonią przygodę za przygodą (w tym ja…) i wszelkie niewygody im niestraszne. Tyle, że poza Doha…

Jak to jest, że dopiero w trakcie podróży jesteśmy bardziej skłonni do wychodzenia poza strefę osobistego komfortu i stawiania czoła trudnym sytuacjom i potencjalnym niewygodom? Podróżowanie w nieznane i egzotyczne miejsca to przecież dla ekspatów w Katarze chleb powszedni.

Zwiedzamy obce miasta na piechotę, ewentualnie z pomocą autobusu lub metra (nie znam nikogo, kto by korzystał z taksówek w Paryżu, Londynie czy Tokio). Smażymy się na plaży tu i tam i wcale nie narzekamy, że jest za gorąco … W obliczu trudnych sytuacji podciągamy rękawy i szukamy rozwiązania. Wyszukujemy informacje w Internecie, podpytujemy znajomych lub po prostu prosimy obcych ludzi na ulicy o wskazówki. Większość z nas ma taką umiejętność we krwi.

Jednak gdy przychodzi do rozwiązywania podobnych sytuacji w Katarze nasz repertuar rozwiązań gwałtownie się kurczy. Do dziś nie mogę uwierzyć w to, jak męczyłem się próbując znaleźć informacje o autobusach lotniskowych w Doha (pisałem o tym niedawno). Choć z ostatecznego rozwiązania jestem dumny to nie mogę się nadziwić, że dotarcie do niego zajęło mi kilka tygodni. Ileż to razy w międzyczasie byłem gotowy się poddać?! Ten sam ja, który za granicą szuka każdej sposobności by przejechać się komunikacją miejską i poczuć się jak „lokals”!

Kto by sobie zawracał głowę autobusami w Doha, skoro są taksówki, które są tylko 10-20 razy droższe?! A wystarczyło sięgnąć po telefon i zadzwonić na informację…

Reakcja na moje poprzednie autobusowe wpisy sugeruje, że takich jak ja traktuje się tutaj jak ewenement, trochę jak małpę w zoo (nie twierdzę skądinąd, że tak to nie wygląda). Niektórzy potwierdzają, że słyszeli o innych entuzjastach autobusów podobnych do mnie, lecz na tym zwykle się kończy. Zdaje się to tylko potwierdzać moją tezę o rozpieszczeniu.

Natknąłem się ostatnio na takie stwierdzenie: bogaty kraj to nie taki, w którym biedota porusza się limuzynami, lecz taki, w którym najbogatsi korzystają z komunikacji publicznej. Można nie widzieć w naszym „rozpieszczeniu” niczego złego, ale w tym kontekście jest to co najmniej nurtujące …

Wielkanoc za oknem



Wielkanoc to … mało powiedziane! Ta zdarza się co roku przecież, a to, co przytrafiło się mi, prawdopodobnie raz w życiu.

Ptaków w Katarze jest mało, choć przebiega tędy szlak ptasich migracji. Niecałe dwa tygodnie temu zauważyłem, że na moim zakurzonym parapecie jakiś ptak, z wyglądu gołąb, uwił sobie gniazdo. Jak na lokalne warunki to całkiem sympatyczne, choć Ikea to nie jest. A warunki lokalne ptactwo ma ograniczone – gniazdko zostało skrzętnie wykonane z cienkiego … drutu!

Niestety po zrobieniu zdjęcia ptak się wystraszył i odleciał. I wtedy zaniemówiłem, bo moim oczom ukazał się taki widok!

Miałem wrażenie, że to fatamorgana. Manna z nieba! Dwa jajka złożone na betonowym parapecie, otoczone drutem!!!

I tak mijały dni, aż o wszystkim sobie przypomniałem. Wyglądam za okno i? Dziś jajek już nie ma, w ich miejscu … siedzi sobie pisklak. Jakiś duży, jak on się w takim jajku zmieścił?

Taki zaszczyt mnie kopnął. Błogosławieństwo wręcz!

Cytując Marka Belkę

 



Dzisiejsze wydanie katarskiego dziennika Gulf Times pokusiło się (trudno rozstrzygnąć czy świadomie) o zacytowanie wypowiedzi Marka Belki ujawnionej przez aferę taśmową. W angielskim tłumaczeniu rzuca się w oczy słowo f#@%ing.

Zajawka artykułu pojawiła się na szczycie pierwszej strony biznesowej wkładki dziennika, a cały artykuł na tylnej okładce. Takie pozycjonowanie na pewno zapewniło wysoką efektywność w dotarciu do dużej liczby czytelników.

Jesteśmy świadkami historycznego wydarzenia. Co prawda nie mam żadnych statystyk na potwierdzenie mojej tezy, sądzę jednak, że jest to pierwszy przypadek przepuszczenia przez katarską cenzurę tak niecenzuralnego wyrażenia. A może jednak to wypadek przy pracy, który ma szansę być przerabiany na kursach szkoleniowych dla adeptów urzędu cenzury przez kolejne dziesięciolecia?

Zjada mnie ciekawość tego, w jaki sposób, po przeczytaniu wspomnianego artykułu, klnęli w duchu na postępujący brak poszanowania wartości muzułmańskich i najwyraźniej nieefektywną katarską cenzurę bardziej konserwatywni przedstawiciele katarskiego społeczeństwa.

Czy z afery taśmowej i jej tłumaczenia urodzi się inna afera – cenzuralna, w Katarze?



Afera w taksówce

– Ty wiesz, jaką aferę z taksiarzem miałam?!

Wsiadłam jak przystało do taksówki na lotnisku, gbur włączył taksometr na 25 riali. Nie miałam pojęcia, że taka stawka obowiązuje z lotniska w Doha, więc natychmiast poprosiłam o wyjaśnienie. Ten milczy i udaje, że nie słyszy… Ponawiam GRZECZNIE pytanie…

Taksówkarz na to odwrócił się i wydarł się na mnie, że jak mi się coś nie podoba to mogę wysiąść.

– ?!?!

– Więc kazałam mu się zatrzymać – 10 m od postoju i powiedziałam, że wychodzę, bo nikt się na mnie wydzierać nie będzie.

DOSŁOWNIE

Wyszłam i próbuję otworzyć bagażnik, w którym jest moja walizeczka. Zamknięte… Proszę, aby otworzył.

A ten, że NIE OTWORZY!

– ?!?!?!?!?!?!?!?!?!

– Przez 10 minut trzymał moją walizkę za zakładnika!!!! Wydzierał się na mnie, że mu licznik bije.

Ja na to, że z nim nie jadę i proszę, aby otworzył mój bagażnik. Sorry, JEGO BAGAŻNIK Z MOJĄ PROPERTY.

Po 5 minutach nie wyrobiłam i wydarłam się na niego, że dzwonię po policję. Próbowałam przez tylne siedzenie otworzyć bagażnik, wiesz… Położyć siedzenia i wyciągnąć, ale mi się nie udało.

W końcu podbiegli ci ludzie z Karwa, którzy kontrolują tą kolejkę na przylotach. Kazali mu natychmiast otworzyć bagażnik. Wsadzili kogoś innego.  Mu do samochodu, nie do bagażnika. A mnie wzięli jako świadka, bo mieli z tym kierowcą już sporo problemów ponoć.

Ten nawet przy nich się na mnie WYDZIERAŁ!

Takiej jazdy to ja jeszcze nie miałam!!!

– Będzie co wnukom opowiadać …

 

Przeżyte i opowiedziane przez: A. Fritz-Nowojorska

Wysłuchane i zredagowane przez: Wheyman

Co kogo zaskoczy

[Zasłyszana historia Pani M.]

Wraca sobie człowiek w czwartkowy wieczór po pijaku do domu. A tu siurpryza.

Landcruiser na chodniku, zaparkowany w poprzek.

Nie zaskoczył mnie Landcruiser, zdziwiłam się, że jest chodnik …

 

O chodnikach w Katarze, albo raczej ich braku pisałem już dawno – niewiele się od tego czasu zmieniło. Nawet jeśli gdzieś pojawił się nowy chodnik, to zazwyczaj wkrótce go ponownie rozkopano. A jeśli nie, to bywa zastawiony samochodami jak poniżej.



Technologiczny skok w nowy rok

Pierwszy dzień roku nie jest wystarczająco dobrą okazją do świętowania dla rdzennych mieszkańców Kataru. Fajerwerków o północy tu się z tej okazji nie uświadczy, imprez masowych brak, życie na ulicach toczy się normalnie, nie wspominając już o tym, że Nowy Rok nie jest dniem wolnym od pracy.

1 stycznia 2014 r. okazał się jednak dla Kataru wyjątkowy, choć nie na tyle, aby uczcić tę okazję fajerwerkami. Coż takiego się stało? Otóż QBS Radio, lokalna angielskojęzyczna stacja radiowa, zaczęła nadawać … 24 godziny na dobę. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, do tej pory QBS przerywało program o pierwszej w nocy, aby wznowić nadawanie dopiero o 5 lub 6 rano. Jest to istotnie technologiczny skok, który warto odnotować, gdyż żyjemy w erze muzyki w formacie mp3 (albo najlepiej z youtube) i wszechobecnych smartfonów, które jej odtwarzanie umożliwiają gdziekolwiek się jest.

Stosowny komunikat o wydłużeniu czasu nadawania przekazano słuchaczom na antenie, czego miałem szczęście być świadkiem. O zmianie nie dowiemy się z internetu, gdyż QBS Radio … nie ma strony internetowej. Jedyną stroną, jaką wujek Google wynajduje (dopiero na drugiej stronie wyników wyszukiwania!) jest oficjalna strona publicznego nadawcy Qatar Broadcast, z wyglądu z przełomu mileniów, której funkcjonalność ogranicza się do strumieniowania katarskich radiostacji przez internet.

I tak oto, z lekkim poślizgiem, wszedł Katar i jego nadawcze możliwości w XXI wiek, a raczej – oceniając po wyglądzie i funkcjonalności strony internetowej – początki pierwszej dekady XXI wieku (za odnośnik można by uznać BBC 2, które wedle wikipedii zaczęło nadawać 24 godziny na dobę już w 1979, a BBC One w 1997r.).

Jakich kolejnych skoków powinniśmy się spodziewać po najbogatszym kraju świata?



Mundial budowany rękami niewolników

Brytyjski dziennik The Guardian opublikował przedwczoraj na pierwszej stronie szczegółowe sprawozdanie badające rosnącą liczbę ofiar śmiertelnych wśród nepalskich robotników w Katarze.
Artykuł skupia się na trudnej sytuacji młodych ludzi z Nepalu, którzy często zapożyczając się w ojczyźnie wyruszają do Kataru w celu podjęcia dobrze płatnej pracy, aby tuż po przyjeździe stanąć w obliczu niższej niż obiecywana pensji i złych warunków życia i pracy.
Wedle dokumentów uzyskanych od nepalskiej ambasady, w ciągu dwóch letnich miesięcy zmarło w Katarze co najmniej 44 nepalskich robotników. Wśród przyczyn wymienia się choroby układu krążenia oraz wypadki przy pracy.

Raport wskazuje również, że niektórzy pracodawcy rutynowo konfiskują paszporty i odmawiają wydania lokalnych dokumentów tożsamości, w efekcie sprowadzając robotników do statusu nielegalnych imigrantów. Ponadto niektórzy pracownicy twierdzą, że od wielu miesięcy ich pensje nie zostały wypłacone, co odczytuje się jako mechanizm zniechęcający ich do ucieczki. Katarskim pracodawcom zarzuca się także odmawianie dostępu do darmowej wody pitnej mimo panujących 40- a nawet 50-stopniowych upałów.

Brutalne warunki zatrudnienia zmusiły ostatnio trzydziestu Nepalczyków do ucieczki i schronienia w ich ambasadzie.

 „W ostatnich tygodniach dziesiątki nepalskich robotników zginęło w Katarze, a tysiące innych musi znosić […] nadużycia ze strony pracodawców, […] co budzi poważne zastrzeżenia dotyczące przygotowań Kataru do organizacji Mistrzostw Świata w 2022.”

„Szczegóły odkryte przez Guardiana są jasnym dowodem na stosowanie systematycznej pracy przymusowej w Katarze. […] W rzeczywistości, te warunki pracy i zdumiewająca liczba zgonów najsłabszych pracowników wykracza poza definicję pracy przymusowej i zahacza o niewolę życia, gdzie ludzie są traktowani jak przedmioty. Nie ma już ryzyka, że Puchar Świata może być zbudowany na robotach przymusowych. To już się dzieje.”

Raport sugeruje, że oto w ramach przygotowań do prestiżowego międzynarodowego turnieju sportowego jeden z najbogatszych krajów świata otwarcie eksploatuje obywateli jednego z najbiedniejszych krajów.

Publikacja odbiła się szerokim echem, również w mediach społecznościowych i przeniosła dotychczasową dyskusję na inne tory – zamiast jak dotąd debatować o potencjalnym wpływie upałów na wydolność zawodników w trakcie 90-minutowego meczu, świat ma wreszcie szansę uzmysłowić sobie, jak katarskie upały znoszą robotnicy pracujący po kilkanaście godzin dziennie przy budowie stadionów, po których pewnego dnia ci dobrze opłaceni i wyżywieni piłkarze sobie pobiegają.

Czas pokaże jak ten artykuł i dyskusja wokół niego zmieni los współczesnych niewolników pracujących nad Zatoką Perską.

P.S. Jak donosi The Guardian, Katar ma najwyższy stosunek pracowników migrujących do lokalnej populacji na świecie: ponad 90% pracowników to imigranci, a kraj planuje zatrudnić dodatkowo nawet półtora miliona robotników do budowy stadionów, dróg, portów i hoteli potrzebnych do organizacji mundialu. Napalczycy stanowią około 40% imigrantów w Katarze. Ponad 100 tys. z nich przybyło do Kataru w samym ubiegłym roku.

P.P.S. Los nepalskich robotników w Katarze stoi w kontraście z wszechobecnym ostatnio na ulicach Dohy sloganem ‚Qatar Deserves The Best’. Aż chciałoby się zapytać, czym tak sobie zasłużyli na najlepsze, bo chyba nie ciężką pracą własnych rąk.

Poniżej zdjęcia pokazujące budowę budynków mieszkalnych na moim osiedlu. Stan zabezpieczeń mówi sam za siebie.



Hardkor po katarsku

Praca nad nowymi wpisami podróżniczymi trwa, w międzyczasie proponuję szybki rzut oka na Katar.

O specyfice ruchu drogowego w Katarze pisałem już wcześniej, niewiele się od tego czasu zmieniło. W skrócie, dla przypomnienia – wielu kierowcom brakuje tu wyobraźni, fantazji niektórym z nich jednak nie brakuje …



Koniec z litością egzaminatorów

Tysiące katarskich uczniów, którzy oblali powtórki semestralnych egzaminów nie będzie mogło liczyć na to, że egzaminatorzy ponownie ocenią ich prace. W bardzo stanowczy sposób oznajmił to katarski Minister Edukacji i Szkolnictwa Wyższego, co wywołału przerażenie w tłumie zgromadzonych na specjalnych spotkaniu rodziców uczniów.

– Zdaję sobie sprawę, że rodzice są sfrustrowani z powodu niepowodzeń ich dzieci w drugim podejściu do egzaminu, ale zawsze jest następny raz.

Wcześniej poinformowano, że około 12 procent uczniów klas 4-11 nie zdało pierwszego podejścia do egzaminów kończących semestr. Jednak prawie 40 procent uczniów oblało również egzaminy poprawkowe. Minister dodał, że przy ocenianiu wyników nie było miejsca na nepotyzm, kumoterstwo czy manipulację wynikami, ponieważ szkodziłoby to systemowi edukacyjnego.

Niektórzy rozzłoszczeni rodzice zagrozili sądowymi pozwami, jeśli poprawkowe egzaminy ich dzieci nie zostaną ocenione ponownie. Całą sytuację określają jako „niesprawiedliwość” i dodają, że komisja „oceniała bez miłosierdzia”.

Wzrastająca liczba niezdanych egzaminów jest kolejnym kłopotem katarskiego systemu edukacji, który zmaga się z reorganizacją od wielu lat. Wśród największych bolączek finansowanych przez rząd niezależnych szkół wymienia się brak wykwalifikowanej kadry oraz wielką liczbę niesfornych dzieci (!).

Jak to się ma do polskich warunków? Czy ewentualne prośby rodziców o miłosierdzie i litość (!) przy ocenianiu prac wymagałyby tak poważnej debaty i zaangażowania samego ministra, jak to ma miejsce w Katarze?

Prawo jazdy tylko dla wybranych?

Prasa (a za nią i facebook, oczywiście) donosi, że Katar rozważa nałożenie ograniczeń przy wydawaniu praw jazdy cudzoziemcom. Ma to być niejako rozwiązanie dla narastąjącągo zagęszczenia ruchu na katarskich drogach, zwłaszcza w stolicy kraju.

Zaproponowano m.in. ograniczenia liczby wydawanych dokumentów w zależności od … wykonywanego zawodu.

Nieoficjalnie na liście zakwalifikowanych szczęśliwców znajdują się: przedstawiciel handlowy, księgowy, administrator, recepcjonista, agent odprawy i trener fitness. Ponadto, specjaliści jak lekarze, inżynierowie, piloci, architekci i prawnicy nie będą mieli problemu z uzyskaniem prawa jazdy.

Zawody rzekomo niekwalifikujące się do prowadzenia w Katarze samochodu to m.in. urzędnicy, stewardzi, stewardessy, kasjerzy, sprzedawcy, brygadziści, krawcy, kowale, kamieniarze, kucharze, stolarze, hydraulicy, malarze, elektrycy, mechanicy, technicy komputerowi, kelnerzy, fryzjerzy, pracownicy salonów piękności, pracownicy sklepów, fotografowie i sekretarze.

Okazuje się, że ten niezwykle dyskryminujący pomysł nie jest nowy – sąsiedni Kuwejt również podobno ogranicza wydawanie praw jazdy cudzoziemcom – wymagane jest wyższe wykształcenie i miesięczne zarobki co najmniej 1400 dol.

Źródło nie wspomina o żadnych zmianach przy wydawaniu praw jazdy obywatelom Kataru. Pomysł jest warty rozważenia choćby ze względu na brawurę młodocianych Katarczyków – w ostatnich dniach doszło z ich winy do dwóch tragicznych wypadków, w których zginęło w sumie dwanaście osób. Pogorszy to i tak niepokojącą statystykę – liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w przeliczeniu w przeliczniu na liczbę mieszkańców jest w Katarze ponaddwukrotnie wyższa niż w Polsce.

Pomysł ograniczeń w wydawaniu praw jazdy cudzoziemcom jest tak idiotyczny i nieprawdopodbny, że można by go było spokojnie przemilczeć i czekać na oficjalne dementi ze strony rządu. Tutejsze media przecież nie raz występowały przed szereg i zamiast informować wprowadzały zamieszanie. Sęk w tym, że tym razem wygląda na to, że nowe regulacje zaczęły już nawet obowiązywać. Niespodziewanie kilka dni temu przekonały się o tym znajome stewardessy, którym urzędnicy odmówili wydania prawa jazdy ze względu na wykonywany zawód właśnie.

Nie poddawajcie się dziewczyny! Przecież Arabowie w pewnych okolicznościach potrafią zmienić zdanie!