Tranzyt w Rangunie cz. 2

Ciąg dalszy thrillera niepolitycznego w odcinkach.

Otuchy dodaje towarzystwo wspomnianej stewki z Tajlandii. W pewnym momencie, chyba od niechcenia, wspomina, że jak nie odlecimy najbliższym rejsem do Bangkoku to mogą nas deportować z powrotem do Kataru. Już się to podobno zdarzało… Kto mówi o traceniu nadziei?

Dochodzi 6.30 rano, znikąd pojawia się pan w sandałach, zwyczajnych spodniach i zapinanej na zamek kreszowej bluzie z jakimś logo. Coś zagaduje do nas, a Tajka tłumaczy owemu Oficerowi Policji (!), którego ja wziąłem za lokalnego lumpa, że czekamy, że my w tranzycie, że zaraz sobie pójdziemy. Przez chwilę jeszcze kręci się wokół nas, a potem znika. Powraca z kolegą w równie dizajnerskim dresie i znowu coś wypytują, ale doświadczona w bojach Tajka ich zbywa. Co ja bym bez niej zrobił?!

Wreszcie po kolejnych 15 minutach wraca nasza agentka. Jest karta pokładowa, nawet ze wskazanym miejscem, ale ulga. Jest nawet paszport!

Teraz już tylko trzeba przejść do strefy tranzytowej i dalej do samolotu. Banalne? Odprowadza nas cała gromadka pracowników lotniska – jak na Azjatów przystało, są zafascynowani moim wzrostem.

Drzwi prowadzące do strefy tranzytowej są zamknięte, trzeba zawołać strażnika, który niechętnie je otwiera.

Udało się!

ATR - Bangkok Airways

Fot. malaysianwings.net

Skoro miejsce na rejs do Bangkoku dostałem, mogę się już odprężyć. Rozsiadam się wygodnie w ATRze Bangkok Airways.

Sielanka się kończy, a moje myśli zostają gwałtownie zawrócone z kursu na Tajlandię do lotniska w Rangunie w momencie, gdy podchodzi do mnie agent naziemny i pyta o numer paszportu. Grzecznie podaję i czekam. Co dalej, co dalej?!?! Spisuje numer i bez słowa wyjaśnienia odchodzi.

Po kolejnych kilku minutach agentka nr 3 podchodzi i pyta o paszport i kartę pokładową.

Nauczyłem się nie zadawać pytań w takich sytuacjach. Pani ma pretensje, że jej nie powiedziałem, że właśnie przyleciałem z Kataru i że byłem w tranzycie. Przecież oni muszą to odnotować! Nieważne, że widzę babkę pierwszy raz w życiu… Strzelam Głupio-Zdziwiono-Przepraszającą Minę w wersji nr 5 i wykrztuszam z siebie „A-aha-aa”.

Co dalej jeszcze mnie czeka? To wszystko moja wina – myślę – niezłe problemy musiałem im sprawić tą przesiadką.

W końcu słyszę, jak zamykają się drzwi w samolocie. Uff, z doświadczenia wiem, że prawdopoobieństwo problemów i dalszego nękania przez obsługę znika w tym momencie praktycznie do zera. Czy aby na pewno ta zasada ma zastosowanie przy wylocie z Birmy?

W pośpiechu odkołowujemy w stronę pasa startowego i wio. Na pokładzie tej regionalnej linii przyjemna niespodzianka. Kiedy ostatnio (czy kiedykolwiek?) mieli państwo okazję zjeść porządne śniadanie z omletem, jogurtem i świeżymi owocami, itp., w trakcie rejsu ATRem??

Nie bez powodu Bangkok Airways nazywa siebie ‘Asia‘s boutique airline’. A ich slogan reklamowy mówi: ‘Fly boutique, feel unique’. Już nie mogę się doczekać, gdy znowu będę miał okazję skorzystać z ich oferty. Może ponownie na trasie z Yangonu do Bangkoku?

Śniadanie w Bangok Airways RGN-BKK

Podsumowując, pomysł z tranzytem w Rangunie jak najbardziej się sprawdził, choć muszę przyznać, że głównie dzięki zaangażowaniu i pomocy obsługi naziemnej. Strach pomyśleć, co by było gdyby któryś z Birmańczyków miał mniej cierpliwości …

PS. Należy się uzupełnienie. Wzbogacony nowymi doświadczeniami w Miami w zeszłym tygodniu stwierdzam, że opisane powyżej kłopoty przy przesiadce w Rangunie są śmiechu warte. W USA nie dość, że nie ma możliwości tranzytu znanego z większości krajów świata (w Rangunie były przynajmniej zakluczone drzwi), to ciężko o pomoc w trudniejszej sytuacji, o cierpliwym wysłuchaniu opisu owej sytuacji już nie wspominając. A wszystko to pod przykrywką walki z terroryzmem. Naprawdę szkoda czasu na opisywanie szczegółów…

ATR - Bangkok Airways

Fot. Wikipedia



Tranzyt w Rangunie

Podróżowaniu z biletami typu standby towarzyszy dodatkowa dawka adrenaliny. Przekonałem się o tym nieraz w ciągu ostatnich kilku lat. Kwestia wolnych miejsc już mnie niezbyt rusza, po jakimś czasie da się do tej niepewności przyzwyczaić.

Ciekawiej robi się, gdy trzeba się przesiadać po drodze. Zwłaszcza na nietypowych lotniskach, które na przyjęcie pasażera takiego, jak ja, nie wydają się przygotowane.

Na przykład Yangon. Konkretne zwiedzanie Birmy planuję już od dłuższego czasu, ale konieczność uprzedniego załatwienia wizy przed podróżą bardzo to utrudnia. Pomyślałem, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się w stolicy Birmy chociażby przesiąść. Uruchomione niedawno bezpośrednie połączenie z DOH do RGN na pierwszy rzut oka jest idealną alternatywą dla bezpośrednich rejsów do Bangkoku, które w czwartki wieczorem są notorycznie pełne. Yangon odlatuje z Doha 20 minut później, a połączeń miedzy RGN a BKK jest sporo. Nic tylko lecieć! Czy aby na pewno?

Upewniłem się u źródeł, że dla pasażerów w tranzycie wiza nie jest wymagana. Zgodnie z wymaganiami, zakupiłem bilet standby na rejs Bangkok Airways z Rangunu do Bangkoku, o który już w czasie odprawy w Doha mnie zapytano – podobnie jak w wielu innych krajach, bez biletu powrotnego lub tranzytowego linia lotnicza nie podejmie się ryzyka zabrania nas na pokład.

No to lecim!

DOH-RGN-BKK

Po przylocie do Yangonu, zgodnie z radą znajomego zgłosiłem się do pani z obsługi lotniska czekającej przy rękawie, aby pomógła w przejściu przez tranzyt. Okazuje się, że nie jestem jedyny – ten sam sposób dotarcia do Bangkoku wybrała pracująca w QR stewardessa z Tajlandii.

Podajemy wydruki biletów, idziemy krok w krok za agentką. Ta uzgadnia przez krótkofalówkę, co z nami zrobić. Chwila oczekiwania, agentka upewnia się u innych pracowników lotniska. Mam wrażenie, że cokolwiek z nami zrobią, nie do końca będzie to legalne. Zapowiada się interesująco. Idziemy dalej. Krok w krok. Agentka prosi o paszporty i każe czekać, tu i tylko tu, przy winklu obok windy. I znika w korytarzach terminala.

Czekamy cierpliwie, choć nie jest to najłatwiejsze. Dokąd ona pobiegła? Do czego potrzebne były nasze paszporty? Mija 10 minut, pomocnej pani jak nie było, tak nie ma. Wszędzie pusto, mimo że na innych lotniskach w takim miejscu przechodziłyby tłumy ludzi w drodze na tranzyt lub kontrolę paszportów.

Jestem w obcym, ostatnio niezbyt stabilnym politycznie kraju, w strefie między wyjściem z samolotu a kontrolą paszportową, a mojego paszportu nie widziałem od 20 minut. Co dalej?

Wyobraźnia sięga do zakamarków pamięci i odnajduje obejrzany dawno temu film „Terminal” z Tomem Hanksem, w którym bohater bez ważnego paszportu utknął w strefie przylotów lotniska JFK. Bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć, czy film dobrze się skończył…

C.d.n.

Translate »