Sokrates stwierdził, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ja bym poszedł o krok wstecz – każda podróż zaczyna się od marzenia.
Różne marzenia podróżnicze miewają ludzie. Dla jednych może to być zdobywanie górskich szczytów, dla innych maraton po muzeach czy piramidach, dla jeszcze innych – przemierzanie jezior lub oceanów na jachcie albo po prostu wygrzewanie się na pięknej plaży.
A co jeśli marzenie o takiej plaży uwzględnia drinka w jednej ręce, a w drugiej aparat fotograficzny? W plecaku przydałby się również odbiornik radiowy nastawiony na częstotliwość „tower” okolicznej wieży kontroli ruchu lotniczego (choć da się obejść i bez niego). A jeśli mamy na myśli Maho Beach, to w pakiecie dostaniemy hałas silników odrzutowych oraz zapach (przecież nie smród!) kerozyny.
Taki właśnie wyjazd wymarzyło sobie dwóch studentów zamieszkujących w owym czasie na ulicy Puławskiej w Warszawie. O tym, że są pozytywnie zakręceni w tematach transportowo-lotniczych dodawać nie trzeba.
Postanowili: Dajemy sobie 5 lat, żeby tam się znaleźć.