Co zobaczyłem? Setki samochodów zaparkowanych w pozornie przypadkowym miejscu na środku pustyni. Scenę z kolorowymi światłami, stroboskopy.
Ponadto widziałem przyjaźnie nastawionych ludzi najróżniejszych kolorów skóry, w tym znajomych Polaków, których poznałem tydzień wcześniej na „miejskiej” imprezie. Już dawno nie widziałem tylu blondynek w jednym miejscu, łatwo więc zgadnąć, że impreza przyciągnęła głównie ludzi z ogólnie pojętego Zachodu.
Co słyszałem? Muzykę serwowaną przez specjalnie na tę okazję zaproszonych didżejów (podobno bardzo znanych, tia…). Czego nie usłyszałem? – śpiewu wydm – wszystko odbywało się w unikalnym miejscu, gdzie piaski podobno wydają jakieś dźwięki. Będę więc musiał tam kiedyś wrócić, żeby posłuchać o czym piaski będą chciały mi zaśpiewać. A może akurat będą chciały się poskarżyć na tysiące klubowiczów, którzy w zeszły czwartek zakłócili ich spokój i zostawili mnóstwo śmieci, które niemal od razu przykrył niczego nieświadomy piasek?