Piątek w Abu Zabi

Lub jak kto woli – Abu Dhabi. W każdym razie stolica Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tym razem wycieczka była jednodniowa, a z Doha leci się całe 13 minut dłużej niż do Bahrajnu.

Jedno z ciekawszych miast w okolicy, choć ostatnio jego sława jest coraz bardziej przytłumiona przez nieodległy Dubaj. Nawet po wpisaniu Abu Dhabi w wyszukiwarkę Google – pojawiają się obrazki z Dubaju.

Meczet w centrum Abu Zabi

Miasto położone jest na wyspie w kształcie litery T. Krajobraz miejski przypomina (podobno) Hong Kong z tą różnicą, że jest tu więcej przestrzeni – spore odległości między budynkami, bardzo szerokie ulice, liczne parki. Poza tym wszędzie jest niewyobrażalnie zielono. Trawa, krzaczki, drzewa (nie tylko palmy!!) No i czysto.

Abu Dhabi = palmy, fontanny i nieskazitelna czystość chodnika

 

Miasto o wiele spokojniejsze od Dubaju, ale jednocześnie nie brakuje mu rozrywek wszelkiego rodzaju (od zbliżającego się koncertu Eltona Johna w najbliższy weekend po knajpy i dyskoteki).

Nie brakuje mu również luksusów podobnych do tych w Dubaju lub wręcz je przewyższających. Choć trudno to sobie wyobrazić, to właśnie w Abu Dhabi w 2005 roku powstał hotel jeszcze bardziej luksusowy od Burj Al Arab w Dubaju, o którym już wcześniej pisałem. Emirates Palace, bo o nim mowa, jest absolutnie najbardziej luksusowym hotelem świata – choć oficjalnie przyznano mu „tylko” pięć gwiazdek, dla celów marketingowych mówi się o siedmiu gwiazdkach…

 

Emirates Palace

 

Koszt budowy – jedyne 3 miliardy dolarów (czyli każda jego gwiazdka kosztowała mniej niż pół miliona dolarów). Zaliczany jest też do największych hoteli świata – posiada 302 pokoje pełne luksusu i 92 apartamenty, a każdemu z gości przydzielany jest osobisty kamerdyner. O cenach za pokój nie mam pojęcia, ale łatwo sobie je wyobrazić…

W Abu Dhabi napotkaliśmy tylko na jeden problem – brakowało nam miejsca, gdzie można by zapalić sziszę – miejsca podobnego do dohowego Souq Waqif czyli starego rynku. W końcu w beznadziei wylądowaliśmy na parkingu pod Carreefourem i Ikeą. Nagle poczuliśmy zapach fajki wodnej, dość intensywny – jabłkowy, i tylko dzięki niemu, krok po kroku, udało nam się trafić do szisza baru ukrytego między budynkami. Czy to już jest uzależnienie, że mój nos jest w stanie zwęszyć sziszę w tak trudnych okolicznościach?

Wydaje mi się, że nawet mógłbym w Abu Dhabi mieszkać. Chyba byłoby nawet przyjemniej, niż w Doha, która z dnia na dzień okazuje się coraz większą wiochą. Zwłaszcza, gdy zaczyna padać deszcz. Ale o tym to już następnym razem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.