Po sześciu magicznych miesiącach spędzonych w superluksusowym mieszkaniu w dzielnicy tuż przy lotnisku przyszedł czas na kolejną przeprowadzkę. Trafiła mi się okazja, której się nie przepuszcza – za pokój będę płacił połowę dotychczasowej ceny! – standard na szczęście będzie niższy tylko o połowę. Oznacza to, że walizki będę niedługo pakować po raz czwarty w ciągu czternastu miesięcy. Wracam do dobrze mi znanej dzielnicy, w której znajdowały się dwa moje poprzednie mieszkania.
Do dzielnicy lotniskowej będzie mi trochę tęskno, z oczywistych względów. Choć może to i lepiej – widok lądujących, kołujących, startujących samolotów w drodze z domu do pracy, z pracy do domu itd. był dla mnie ekscytujący, wręcz niebezpiecznie rozpraszający. Dość niebezpieczny wręcz, gdy jakiś odrzutowiec pojawiał się po boku drogi, co znacząco odwracało moją uwagę od kierunku jazdy. Jak na przykładzie poniżej:
Samoloty pojawiające się tuż obok mojego mieszkania dokładnie w osi osiedlowej drogi na wprost przede mną też rozpraszały uwagę. To było doskonałe ćwiczenie na podzielność uwagi – prowadzenie samochodu, patrzenie przed siebie (w stronę samolotu oczywiście) i cykanie zdjęcia jednocześnie, jak tutaj:
Już dziś wiem, że tej bliskości lotniska będzie mi brakowało.