Każdy taki robotnik po sześciu dniach spędzonych na budowie chciałby się trochę zrelaksować, w sumie nikogo to chyba nie dziwi. Do klimatyzowanego centrum handlowego nie mają prawa wstępu, zwłaszcza w piątek, czyli ich dzień wolny od pracy (sic!). Jedyne co im pozostaje to zwiedzanie targowiska i przesiadywanie przez cały upalny dzień na placach wokół meczetów w „starym” centrum miasta. Ostatnio policja zaczęła zabraniać większym grupkom robotników wchodzenia nawet do tych miejsc, w tym na teren suku – bazaru, co robotników rozjuszyło jeszcze bardziej, ale na szczęście nie doszło do zamieszek. Takie większe grupy robotników to standard, bo wszyscy niepracujący są po prostu każdego piątkowego poranka zwożeni autobusami ze swoich przedmiejskich kwater do centrum stolicy w celu spędzenia całego dnia w jakichś bardziej cywilizowanych warunkach.
Zobaczenie tych niezliczonych tłumów nawet przez okno samochodu zwykle przywołuje u nas skrajne emocje. Widok jest naprawdę przykry, ale jednocześnie czuje się ulgę, że w supermarkecie prawdopodobnie nie spotka się całego tego potoku ludzi (trudno to nawet nazwać potokiem, to jest całe jezioro wylewające z brzegów!).
Sondaż przeprowadzony wśród Katarczyków ujawnił, że większość z nich jest przeciwna ograniczeniom nakładanym na robotników w miejscach publicznych typu parki czy corniche. Podobny głos w tej kwestii zabierają arabscy naukowcy twierdząc, że takie postępowanie jest niecywilizowane. Łatwo się domyślić jednak, że każdy z nich w duchu ma nadzieję, że robiąc przy najbliższej okazji zakupy w carrefourze ich rodzina nie będzie musiała mijać najtańszej siły roboczej między półkami. Dziwny jest ten świat. I brutalny.