Ramadan – drugie podejście

Jak ten czas leci. Znowu mamy Ramadan. Księżyc w pełni, a więc jesteśmy już w zasadzie za półmetkiem. W tym roku miesiąc postu upływa mi wyjątkowo leniwie. Sześciogodzinny dzień pracy wszak robi swoje. W drodze do biura trzeba pamiętać o kanapkach, bo okoliczne restauracje i dowoziciele żarcia maści wszelakiej w czasie dnia są w większości pozamykani. Jak się o kanapkach zapomni to albo jest się skazanym na głodowanie albo uśmiechanie do kolegów z pracy – jakoś mam wrażenie, że innowiercy w okresie muzułmańskiego postu przyłączyli się do akcji ‘podziel się posiłkiem’ i można liczyć na nich i ich raczej pikantną strawę przyniesioną w nadmiernej jak dla jednej osoby ilości (ukłony głównie w stronę moich Hindusów!).

RAMADAN MUBARAK!!!

Ramadan daje się we znaki również wieczorami, choć w trochę inny sposób. Zatłoczone są centra handlowe, restauracje, a nawet myjnie samochodowe, bo Ramadan to jak nasze święta i samochód akurat wypada mieć czysty. Skrócone godziny pracy w ciągu dnia w rozładowaniu tych nadmiernych kolejek bynajmniej nie pomagają. Aż dziw bierze, że w okresie zwiększonego popytu i ograniczonej podaży ceny nie rosną (spadają wręcz, bo powszechne są ramadanowe promocje!).

Moja niebieska rakieta wydana w nielimitowanej edycji nie-Joanny nie-Brodzik (!) zakurzona jest niemiłosiernie i takie mycie by się jej przydało. Dwa tygodnie stania na parkingu pod lotniskiem w czasie gdy spędzałem – bardzo udany – urlop w egzotycznym kraju nad Wisłą robi swoje. Co więcej, rano w dniu powrotu okazało się, że będzie musiał postać przez kolejne dwa dni, bo wieczorem wyleciało mi się na weekend na Malediwy. Nie muszę dodawać, że tego dnia, spośród sześciu godzin spędzonych w biurze, chyba z połowę poświęciłem na przygotowanie do wyjazdu, kupienie biletów, walkę (prawie dosłownie!) o exit permit (system im się popsuł…). Na kolejną godzinę (albo i dłużej) składało się kilka/kilkanaście wizyt w kuchni, która jest jedynym miejscem gdzie można się napić wody czy kawy lub zjeść kanapkę – sami przyznajcie – jest to całkiem skuteczna wymówka na nicnierobienie.

Pojechałoby się gdzieś znowu, ale aż szkoda mi tracić tę niezwykle błogą atmosferę w biurze. Taki jest właśnie Ramadan. Nie ma więc tego złego …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.