Ledwo zdążyłem napisać o leniwych Emiratczykach, a tu – proszę – kolejne wieści zza miedzy. I to jakie! Wszyscy już pewnie słyszeli o utracie płynności finansowej przez jedną z największych dubajskich firm, za którą stoją m.in. ekstrawaganckie inwestycje w nieruchomości (chociażby wyspy w kształcie palmy czy mapy świata).
Dubaj do tej pory był symbolem luksusu i bogactwa. I takim z pewnością pozostanie, w końcu zatrudniają tam najlepszych speców od marketingu! Teraz do tego wszystkiego doszło jeszcze jedno miano – niepewność o jutro. Cały świat wstrzymał oddech, okazało się, że wieści z tego malutkiego emiratu wpłynęły na notowania giełdowe na całym świecie! Jakby nie patrzeć, Dubaj osiągnął to, na co pracował przez ostatnie dwadzieścia lat – ważne miejsce na mapie świata. Ale jakim kosztem?
Czy jest jeszcze ktoś, kogo muszę dalej przekonywać, że Dubaj nie jest tym, na co się kreuje? Z Katarem nie jest lepiej, ale marketing jest jakiś taki kiepściejszy – niższe oczekiwania, a zatem mniejsze rozczarowanie.