Jawa czy sen

Przebudziłem się po krótkiej drzemce na locie powrotnym do Kataru. Coś mi się chyba śniło… Zaraz mi się przypomni…

Spacerujemy jedną z przecznic wzdłuż Marszałkowskiej. Mijamy sklepy i sklepiki, restauracje i kawiarenki różnej maści. Po wielu dniach zachmurzenia w końcu wyszło słońce. Zbliża się południe, robi się wręcz duszno.

Nagle zauważam przed sobą znajomo wyglądające sylwetki. On – wysoki blondyn. Ona – brunetka w słomianym kapeluszu. Spacerują w tym samym kierunku, więc widzę tylko ich plecy, lecz po tylu latach znajomości trudno byłoby nie rozpoznać magicznej aury między nimi i tego charakterystycznego kroku. Podbiegam i łapię znienacka za ramię. Jacek i Karolina – przyjaciele z Warszawy!!!

Zaskoczenie byłoby mniejsze, gdyby wspomniana Marszałkowska nie była metaforą, której przez ostatnie kilka dni używaliśmy na określenie jednej z ulic w centrum … Hanoi.

Nie widzieliśmy się ponad rok, a tu taka niespodzianka, tak daleko od domu!

Całkiem przyjemny był to sen. Ale zaraz! Co jest jawą, a co snem? A może ja nadal śnię?

Dobrych kilka sekund zajmuje mi ustalenie faktów. Przecież to się zdarzyło naprawdę! Ale jak to?! Przecież przypadkowe spotkanie przyjaciół z Warszawy na ulicy w Hanoi graniczy z niemożliwością. Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nadal w to nie wierzę!

Fot. Jaem Prueangwet

Z wizytą u wuja Ho

Wietnam to destynacja coraz popularniejsza wśród turystów, zwłaszcza z Polski. Do jego odwiedzenia zachęca nie tylko pokusa odpoczynku w mniej skomercjalizowanym (bo socjalistycznym?) otoczeniu, ale również ceny. Standardowy turysta z plecakiem spędza więc w Wietnamie aż miesiąc, czyli tyle, na ile wystawione są zwykle wizy. Tych, których miałem okazję spotkać po drodze podróżowali po południowym wschodzie Azji przeciętnie od trzech miesięcy i bynajmniej nie zamierzali na tym zaprzestać. Wietnam w pięć dni? – też tak można. I trzeba!
Delta Mekongu

Co pozostaje w pamięci po takiej krótkiej wizycie w Wietnamie? – na pewno słynny na całym świecie ruch uliczny w Sajgonie – swoisty chaos kontrolowany. Wbrew pozorom pieszym jest o wiele łatwiej przejść przez ulicę niż w wielu innych krajach. Jedzenie też niczego sobie, i niewiarygodnie tanie – miska ryżu na ulicy z kawałkiem wieprzowinki (!) i odrobiną zupy za niecałego dolara (znakomita opcja nie tylko dla odważnych).

Saigon

Uwagę zwraca muzeum wojny wietnamskiej w Sajgonie – okazuje się, że w propagandzie Wietnamczycy są lepsi od Sowietów! Ponadto przepiękne krajobrazy, nieprawdopodobnie zielona zieleń. I zawsze uśmiechnięci lokalni mieszkańcy.

Tylko na kieszonkowców i innych złodziejaszków trzeba uważać – podczas przymusowego postoju po tym jak nasz autokar się zepsuł, ukradziono dwa laptopy, aparat fotograficzny i komórkę. Psucie się autokarów jak również drobne i nie tylko kradzieże to niestety w tym kraju standard.

Wietnam należy polecać. Jak najbardziej! Tylko nie można odwracać wzroku od walizek. Bezwzględnie. Aż tyle i tylko tyle.

Translate »