Pierwszy taki Sylwester

Wcale nie na pustyni (błędowskiej czy jakiejkolwiek innej). Wychodzi nawet na to, że bez kropli alkoholu. Z wyboru!!! Tak o! powiedziałby niejeden białostoczanin.

Więc jak się bawiliśmy? Wybornie wręcz. Zgodnie z zasadą, że ta jedyna noc w roku ma być wyjątkowa i niezapomniana. I była – wyjątkową była w skali – rzekłbym – życiowej. Zestaw podstawowy czyli szisza plus sok z cytryny z siekaną miętą (zestaw na upalne wieczory, ale zimą też wchodzi).

Szisze, dużo szisz

Potem krótki spacerek po dohowym starym mieście, tłumek zmarzniętych Arabów też spacerował całkowicie ignorując fakt, że 2008 już za chwil kilka

… z pobliskiej restauracji marokańskiej słychać …

… Sitta – Hamsa – Arba’a …

W tym momencie orientujemy się, że to właśnie jest końcowe odliczanie przed północą i że zostało tego odliczania mniej niż więcej …

 

… Thalatha – Ithnain – Wahad …

 

BOOOM!!!! HURRRAAA!!!!!!!!

 

Skłamałbym, gdybym napisał, że okrzyki ludzi na ulicy nie miały końca – niektórzy jak się przechadzali, tak się przechadzali dalej. Tak o! W restauracji zaczęli z kolei śpiewać ‘Happy birthday’.

shawerma sprzed roku

Tymczasem my wzięliśmy nasze ledwo ciepłe szałarmy kupione rok wcześniej i się nimi stuknęliśmy. Obyło się bez szampana. I bez wiecznie żywego przeboju „Final countdown” Europe. I bez bólu głowy.

Jakoś tak się złożyło (czy to naprawdę przypadek?!), że oferta atrakcji sylwestrowych w Katarze była dość uboga – trudno jest wybierać między kolacją w Sheratonie i imprezą w przepełnionym klubie, do którego chodzi się prawie co tydzień, zwłaszcza przy założeniu, że nie pijemy. No właśnie, o co chodzi?

 

Nowy Rok nie jest w Katarze dniem wolnym od pracy. Arabowie z założenia nie piją alkoholu, nie świętują też jakoś szczególnie nadejścia nowego roku (przynajmniej tego liczonego w kalendarzu zachodnich cywilizacji), a nawet jeśli świętują, to na trzeźwo. Dzień wolny po takim świętowaniu jest zatem niepotrzebny. Większość znajomych zaczynało pracę o siódmej rano, dość wcześnie jak na Nowy Rok, więc imprezy były odpowiednio krótkie. Dodatkowo starzy wyjadacze z Qatar Airways (tj. tacy, którzy legitymują się trzy- lub czterocyfrowymi numerami identyfikatorów) ostrzegli przed piciem w tę jedyną noc w roku, bo rano – jak zdarzało się w poprzednich latach – przy wejściu do biura należy się spodziewać (i bać zarazem) kontroli oddechu. Tak o! Luzik. Żadnej kontroli oczywiście nie było, ale nikt nie chciał ryzykować.

Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe doświadczenia. Któżby się domyślił, że szałarma może smakować równie dobrze jak noworoczny szampan tudzież napój winny gazowany. Kto by pomyślał, że opisana powyżej historia może być prawdziwa?

Było super. Dzięki ziomom, oczywiście 🙂

Wszystkim znajomym i nieznajomym życzę szczęśliwego nowego roku!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.