Kto wygra mecz? Polska!

Kto?! Polska! Kto???!!! Polska, Polska, Polska!!! Do boju, do boju, do boju Polacy!!!!

O co chodzi w ogóle? Ano o to, że takie właśnie okrzyki można było usłyszeć ostatnio na jednym z dohowych stadionów (stadionami, kilkunastoma chyba, to Doha akurat może się pochwalić, serio!!!). Mieliśmy tu w Katarze zaszczyt gościć reprezentację Polski juniorów w piłkę nożną, która brała udział w międzynarodowym turnieju towarzyskim o puchar Emira czy coś takiego.

Z ośmiu zgłoszonych drużyn (w tym Niemcy) nasi reprezentanci doszli do półfinału, w którym wygrali z Uzbekistanem. Sukces należy zawdzięczać między innymi gorącemu dopingowi licznie zgromadzonej Polonii. Chyba wszyscy byli tym dopingiem na obczyźnie zaskoczeni – piłkarze, działacze, sama Polonia, no i ja. Nie spodziewałem się, że jest nas tu aż tak dużo i że tak się potrafimy zebrać (pomogła koordynacja akcji przez ambasadę). Około osiemdziesiąt osób praktycznie bez przerwy przez cały mecz zdzierało gardła skandując najróżniejsze profesjonalne okrzyki stadionowe (nie obyło się nawet bez zaskakująco wzruszającej w tych okolicznościach przyśpiewki „…bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna …” – odśpiewana na szczęście tylko raz …). Drużyna przeciwna nie miała praktycznie żadnej widowni (a nawet jeśli miała, to była ona absolutnie niewidoczna i niesłyszalna).

Profesjonalny doping za granicą

Tym naszym zachowaniem zaskoczeni, lub wręcz przerażeni, byli stadionowi ochroniarze, którzy zaczęli od wąchania butelek z napojami przy wejściu do obiektu (chyba w poszukiwaniu procentów :), w czasie meczu w miarę gdy entuzjazm naszych okrzyków nie siadał, zaczęła się koncentracja sił ochroniarskich wokół naszego (jedynego) sektora, a tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego stworzyli swoisty kordon w (nieuzasadnionej przecież) obawie, że podnieceni na maksa wtargniemy na płytę stadionu.

Skąd to podniecenie? – wygraliśmy 1:0 i tym samym weszliśmy do finału turnieju.

O samym finale to już jednak może lepiej nie opowiadać, bo młodzi Japończycy byli wyraźnie lepsi od młodych Polaków (technicznie i strategicznie). W każdym razie nasz szczery doping nie pomógł. Strzelili nam aż sześć goli – to były jedyne gole w polskiej bramce w czasie całego turnieju! Tak sobie trochę tłumaczymy, że wszystko to wina głównego sędziego, który miał na imię Banjor, czy jakoś tak … [czyta się „bandzior”].

Ciekawe, czy juniorzy w drodze do Kataru, poza myślami typu „gdzie my kurde lecimy?”, mieli w swoich głowach wyobrażenie o tym, jak wielu będą mieli polskich kibiców na trybunach stadionu w takiej-sobie klasy turnieju odbywającego się 4000 km na południe od Warszawy. Okazało się w ogóle, że informacje o sukcesach naszych U-19 w tym dalekim kraju regularnie trafiały do polskiej prasy, sam PZPN też się tym wszystkim chwilił np. tu 

Biało-czerwoni w Katarze

Jeszcze zanim dowiedzieliśmy się o takiej imprezie, zupełnie przypadkiem w jednym z hoteli natknęliśmy się na tłumy ludzi ubranych w biało-czerwone dresiki. Tłumy dosłowne – opanowali całą recepcję hotelu, lobby, windy – podjeżdża winda, do której chcemy wsiąść na parterze, a z niej wysiadają akurat Polacy; winda zatrzymuje się w połowie drogi, dosiadają się do nas … Polacy! Oni tego dnia byli po prostu wszędzie. Cała ekipa (wraz z działaczami PZPN oczywiście) liczyła chyba z pięćdziesiąt osób. Przy założeniu, że w Katarze przebywa na stałe około stu Polaków, ci dodatkowi goście spowodowali wzrost naszej populacji o 50%. Jak widać, nie mamy tu powodów do narzekania, że mało się dzieje. Tymczasowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »