Czy można być wsadzonym do więzienia i zwolnionym z pracy za posiadanie alkoholu w bagażniku samochodu? Wychodzi na to, że tak. I wcale nie w Arabii Saudyjskiej, lecz tu w liberalnym całkiem Katarze.
Historia przydarzyła się kilku katarskim ekspatom kilka miesięcy temu. A zakończyła się nie tylko zwolnieniem z pracy, lecz również deportacją. Zawinili, więc ponieśli konsekwencje. Ale jak niby zawinili? Otóż w czasie przerwy na lunch udali się na zakupy do sklepu alkoholowego (dosłownie monopolowego, bo jedynego w Katarze), a po powrocie przenieśli część zakupów z bagażnika jednego samochodu do drugiego. Niestety ktoś to zauważył i zgłosił na policję. Khalas. Koniec historii.
Aby kupować alkohol w Katarze na potrzeby domowe, trzeba mieć specjalne zezwolenie nazywane liquer permit, przy czym z założenia nie jest ono wydawane muzułmanom (informację o religii każdy ma wpisaną do wizy, więc nie da jej się zmienić w międzyczasie). Na wydanie zezwolenia potrzebne jest … pozwolenie pracodawcy i oświadczenie o zarobkach. Prawo do kupowania jest równoznaczne z prawem do posiadania alkoholu. Alkoholu zakupionego w sklepie nie można nikomu odsprzedać (ani też oddać, o częstowaniu na imprezie są sprzeczne opinie). Co więcej, zakupy należy bezzwłocznie dowieźć do domu, nie można rozbijać się z nimi po mieście (niewinne wyskoczenie do warzywniaka lub pralni po drodze również jest wykluczone!). Jednocześnie butelki w czasie takiej podróży należy starannie ukryć, a przy przenoszeniu do domu uważać i się z nimi nie afiszować (głupie to niesamowicie – praktyka sugeruje, że najlepiej przenosić pod zasłoną nocy).
Prawo prawem, ale niestety niewiele osób jest świadomych tych wszystkich ograniczeń. Dowodzi temu przypadek opisany na wstępie – ludzie ci niestety popełnili kilka błędów na raz, primo – przenosili alkohol między samochodami za dnia na widoku innych, sekundo – nie zawieźli procentowych zakupów prosto do domu. Mieli też pecha, że ktoś odpowiednio życzliwy to widział i na nich doniósł (o to w tym kraju akurat nietrudno, bo lojalność Katarczyków wobec lokalnego prawa jest bardzo wysoka – broń Panie Boże od wszelkich rozmów o rzeczach półlegalnych takich, jak szmuglowanie wieprzowiny czy sprzedawanie alkoholu na anonimowej, zdawałoby się, ulicy w Doha!)
Oczywiście do tej pory nikt z „użytkowników” o tych absurdalnych przepisach nie słyszał, a nawet jeśli słyszał to ich tak surowo nie respektował, bo to po prostu chore jest. To się może jednak zmienić odkąd tę sprawę nagłośniono – strach przed deportacją to chyba najmniejszy pikuś (każdy powód jest dobry do opuszczenia Kataru?!). Większy problem chyba stanowi konieczność spędzenia w katarskim więzieniu kilku dni lub tygodni poprzedzających deportację, co do przyjemności podobno nie należy.
Raz się żyje. Mędrcy mawiają, że na coś trzeba umrzeć. Dodałbym również, że za coś trzeba być z tej pustyni deportowanym.*
* Powyższe rozważania są czysto teoretyczne i bynajmniej nie odzwierciedlają faktycznych czynów bądź zamiarów autora. [Tu niby chciałem wstawić „uśmieszek”, ale wtedy zabrzmiałoby to zbyt jednoznacznie. A jak brzmi teraz?]