Taksówkarze źli, bo odmawiają pasażerom, którzy chcą dojechać w najbardziej zakorkowane dzielnice Dubaju. To najbardziej spektakularnie rozwijające się miasto na świecie ma problemy z kongestią na drogach nie od dziś i m.in. właśnie z tego słynie. Dla takiego taksówkarza rachunek jest prosty – lepiej w korek nie wjeżdżać , bo tylko na tym straci. A alternatywnego pasażera złapie prędzej czy później.
Lokalne władze postanowiły z tym walczyć wprowadzając karę dla nieposłusznych w postaci zakazu pracy przez kolejne 10 dni. Niewiele to pomaga – owszem zanotowano spadek tej nielegalnej praktyki, lecz nie taki, jak oczekiwano. Okazuje się, że taksówkarze są biegli w psychoanalizie potencjalnych klientów – bezbłędnie rozpoznają typ pasażera oraz destynację, do której zechce jechać jeszcze zanim wsiądzie on do taksówki – gdy potencjalnie niechcianego zauważą na skraju drogi to natychmiast zjeżdżają na środkowy pas i przyspieszają.
Oczywiście, że chodzi o pieniądze. A konkretniej – o bardzo niskie płace kierowców i postępującą demotywację do pracy. W rezultacie coraz więcej mieszkańców wyczerpanych ciągłym wyczekiwaniem na taksówkę jest zmuszona kupić własny samochód i tym samym … przyczynić się do dalszego zagęszczenia na drogach. Klasycznie błędne koło.
W Dubaju mają dosyć taksówek, ale nie każda zechce nas dowieźć na miejsce, w Doha z kolei nadal mamy problem z brakiem taksówek w ogóle. To znaczy są, jeżdżą, ale za każdym razem gdy chce się ją złapać to gdzieś znikają. O zamawianiu przez telefon można zapomnieć – rezerwować trzeba dzień wcześniej, a najlepiej w ogóle nie dzwonić, bo taksówkarz prawdopodobnie i tak pod wskazane miejsce nie trafi – wytłumaczenie kierowcy dokąd ma po nas podjechać graniczy z cudem – w Doha nie ma adresów, a większość taksówkarzy to nowicjusze słabo znający miasto …. I język angielski.