Lokalna gazeta pt. Gulf Times doniosła, że wzrosła liczba kradzieży w centrach handlowych. Jako remedium zasugerowano, że powinno się ograniczyć wstęp samotnych mężczyzn do tych – jakże pożądanych w warunkach pustynnych – klimatyzowanych przybytków konsumpcjonizmu. Samotnych panów (w domyśle robotników z budowy) nazwano „niechcianymi elementami”. Jednocześnie, w celu pozbycia się tych, którzy przychodzą do centrum handlowego na spacer – nic dziwnego, że tacy są skoro to jedno z niewielu miejsc gdzie można pospacerować w temperaturze poniżej 45 stopni – pojawiła się propozycja wprowadzenia minimalnej wartości zakupów.
Przywalili prosto z mostu. Szczena opada. Jak można w ogóle wyjść z takiego założenia? Przy takim uproszczeniu? Czy to ci biedni robotnicy-kawalerowie są problemem, czy sposób w jaki się ich tu traktuje?