Akon na plaży

Oto subiektywna relacja z pierwszej ręki. Ogólnie mogło być gorzej. Akon bawił przecież publiczność przez 75 minut, czyli o całe 25 minut dłużej niż Enrique Iglesias dwa tygodnie wcześniej (biorąc pod uwagę to, że bilety kosztowały tyle samo można było dostać aż 50% więcej rozrywki).

Przekrój demograficzny publiczności raczej przewidywalny – mnóstwo dzieciaków zarówno z rodzicami, jak i bez. Nastoletnie siusiumajtki oczywiście były w większości (organizatorzy wiedzieli co robią podejmując decyzję o niewprowadzaniu ograniczeń wiekowych!). Ku zaskoczeniu wszystkich „przedszkolaki” zachowywały się jakby ich właśnie wypuszczono z zoo. Zdejmowanie koszulki w miejscu publicznym to coś normalnego na koncertach w innych częściach świata, ale tutaj? I to w wykonaniu nieletnich Arabów? A co powiedzieć o piętnastolatce przebranej za króliczka Playboya, której nawet różowego ogonka nie zabrakło?! Słowem – miało się to nijak do konserwatywnych muzułmańskich standardów jakie obowiązują w Katarze.

Warto wspomnieć też o tym, jak Akon sobie poradził ze słowami piosenki I wanna love you, których alternatywna wersja brzmi I wanna fuck you. Zgodnie z moimi przewidywaniami pozwolił publiczności zaśpiewać jedyną poprawną wersję, a sam dyplomatycznie zrobił w odpowiednim momencie pauzę -słowo fuck zawiera w sobie element pornograficzny, a takowy jest w Katarze zabroniony.

Akon - jeszcze w podkoszulku, ale już bez dresu - w czasie koncertu w Doha
Autor zdjęcia: Agnieszka

Zacznijmy jednak od początku. Szacunek na pewno się należy za wytrwałość – Akon zaczął występ w zapiętej pod szyję bluzie dresowej – w temperaturze ok. 35 stopni wytrzymał aż kilka piosenek, po czym nastąpił kilkuetapowy striptiz (pewniak jakich mało na koncertach o takim profilu).

Szacunek należy się również za cywilną odwagę. Wszak o ryzyku rzucania przedmiotami różnego typu w publiczność dowiedzieliśmy się już jakiś czas temu (m.in. po procesie wymierzonym wokaliście Lady Pank), a co jeśli tym rzucanym przedmiotem jest własne ciało? Mam szczere wątpliwości czy skakanie w nastoletnią publiczność (dosłowne skakanie!) to najlepszy pomysł (sami zresztą zobaczcie na youtube: filimk1 lub filmik2).

Ale czegóż się nie robi dla zaspokojenia pragnień fanek muskularnego ciała? A ja myślałem, że czasy tak bliskiego kontaktu z publicznością na „normalnych koncertach” odeszły do przeszłości. Tak bardzo się myliłem:

Akon stoi na głowach fanów w czasie koncertu w Doha
Autor zdjęcia: Agnieszka 

W ogóle w czasie całego koncertu miało się wrażenie, że jedynym celem pobytu Akona na scenie było pozwolić się dotykać. Każdy robi to co lubi. Co by nie mówić, bliski kontakt z publicznością był największą zaletą koncertu.

Pogodziłem się z faktem, że taki Akon będzie śpiewał z playbacku. Ale żeby tak po prostu grali albumowe wersje przebojów? Ekipa składała się z perkusisty, basisty, klawiszowca i didżeja, a od takiego zestawu grajków (zakładam że grać umieją) można by się spodziewać jakichś nowych aranżacji, improwizacji, które są charakterystyczne  na koncertach i stanowią doskonałą wartość dodaną. Tymczasem rola didżeja ograniczyła się do przełączania piosenek, po czym niezwłocznie powracał on do małpiego tańca na konsolecie. Niech mu będzie. A szkoda, bo kilka fragmentów zaśpiewanych – jak mi się wydawało – na żywo brzmiało całkiem nieźle i raczej bez fałszu.

I jeszcze jedna uwaga – do tej pory nigdy nie widziałem, żeby w trakcie koncertu na telebimach zamiast muzyków pokazywano logo sponsorów. Wot, k…a, tiechnołogia, jak powiedziałby wieszcz. Żałosne to było do kwadratu. Może i lepiej, bo gdy czasami alternatywnie wyłączano reklamy, to na ekranach pojawiał się Akon w bocznym profilu (!), bo kamerę mieli najwyraźniej tylko jedną i bynajmniej nie zainstalowali jej naprzeciw sceny. Wot, k…a, Katar!

Po koncercie oferowano ekskluzyw
ne after party, w którym uczestnikom obiecano możliwość rozmowy z naszą gwiazdą (plus kolejna możliwość pomacania dla zainteresowanych). Liczba wejściówek ograniczona tylko do 500 osób. Tylko 650 rijali od osoby. Nie skorzystaliśmy. Potem rozdawali je za darmo (czyżby zabrakło chętnych?!). To, w jaki sposób próbuje się w Doha wyłudzić od ludzi kasę na każdym kroku jest naprawdę fascynujące!

W sumie wieczór na plaży Hotelu Intercontinental w Doha jak najbardziej udany. Jak najbardziej ze względu na polsko-egipsko-innoróżnistą mafiję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.