Ramadan – to nie tylko czas postu, to także okres świętowania. Wszystko jednocześnie – post trwa między wschodem a zachodem słońca, a świętowanie między zachodem a wschodem.
Od początku Ramadanu, czyli od tygodnia, do sklepów ciągną tłumy ludzi. Broń mnie Panie Boże od pomysłu wychodzenia na zakupy spożywcze popołudniami, kiedy wygłodniałe rodziny poszczących kupują wszystko i wszędzie. I tak codziennie przez cały miesiąc księżycowy. Nie od dziś wiadomo, że Arab głodny to jest zły.
Jednego jednak nie rozumiem – skoro jest to miesiąc postu, to dlaczego kupują więcej niż zwykle? A skoro tak jest, to dlaczego sklepy się na tę inwazję nie przygotowują? Jak wytłumaczyć fakt, że kilka dni temu w całej Doha zabrakło kurczaków?! O innych produktach nie słyszałem.
Otóż można to wytłumaczyć ekonomicznie. Katarski rząd, pamiętając nagłe podwyżki cen produktów spożywczych w poprzednich Ramadanach, wprowadził ceny maksymalne na 104 najbardziej podstawowe artykuły. Handlowcy narzekają, że ta decyzja przyniesie im straty. Miało być dobrze, a wyszło …
Włos mi się na głowie jeży jak pomyślę, że podobny mechanizm rząd mógłby zastosować na cenach biletów lotniczych w trakcie szczytów przewozowych. Moja praca straciłaby przecież sens. Jakoś nie widzę empatii na widowni.