Zainspirował mnie wpis pewnego blogera-podróżnika, który zauważył, że odwiedzanie najbardziej popularnych miejsc turystycznych wywołuje w nim rozczarowanie. Jako alternatywę poleca skupić się na doświadczeniu kultury odwiedzanych miejsc, z dala od turystyki masowej.
Choć nie ze wszystkimi stwierdzeniami w jego artykule się zgadzam, ten punkt widzenia wpisuje się w styl podróżowania, który preferuję. Dobrze ilustruje to moja ostatnia relacja z wycieczki do Kambodży, którą zacząłem od wyliczania miejsc, których w jej trakcie uniknąłem. Doświadczenie polecanego w folderach turystycznych zachodu słońca w Angor Wat znalazło się na liście rzeczy-nie-do-zrobienia zarówno mojej, jak i wspomninaego blogera.
Foldery obiecują mistyczne niemalże przeżycie:
Fot za: thisworldrocks.com
Rzeczywistość dla wielu okazuje się rozczarowująca:
Fot za: thisworldrocks.com
Nie widzę w tym nic złego, aby marzyć o odwiedzeniu Angor Wat czy innych popularnych miejsc. Warto jednak mieć świadomość, że turystyczna rzeczywistość coraz częściej różni się od tej przedstawianej w folderach.
Swoją drogą słyszałem, że Angor Wat jest przytaczany jako przykład miejsca, dla którego wpisanie na listę dziedzictwa UNESCO (w 1992 r.) było bardziej przekleństwem, niż zbawieniem. Obrazuje to masowy wzrost liczby odwiedzających, wedle Wikipedii z 7650 w 1993 r. do 1 mln w 2007 i aż 2 mln w 2012! Jak na razie mogę to sobie tylko wyobrazić…