Farelkę zdobyłem

I jestem cały szczęśliwy. I wcale nie zgłupiałem. Prawdziwa farelka na pustyni jest niezbędna, przynajmniej dla ludzi z północy – takich, jak ja.

A w czym sęk? W tym, że wbrew pozorom w czasie zimy w mieszkaniach na pustyni nieźle pppp…piździ. Nic dziwnego, jeśli temperatura w nocy spada do +8 stopni, ściany są cieniutkie, a okna nieszczelne. W takich okolicznościach wszystkie zmarźluchy rzucają się do sklepów w poszukiwaniu elektrycznych grzejników itp. Tyle, że zwykle jest już za późno, bo towar wykupiony. Miałem to szczęście i znajomi, którzy przeżyli ten koszmar zeszłej zimy zdążyli mnie uprzedzić. Więc mam farelkę. W spadku po Szwedzie z mojego działu, który już jej nie będzie potrzebował, bo właśnie dziś przeprowadza się do … Hą-ką-gu 🙂

I jestem szczęśliwy. I czekam na zimę.

Zdjęcia grzejnika postanowiłem nie zamieszczać. Wybaczcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.