Dziadek klozetowy

Najczęściej Hindus. Przepraszam za dosadność, ale tak to właśnie najczęściej wygląda tu u nas. Strasznie mi ich żal – siedzą przez cały dzień w takim przybytku i pucują tę przez prawie nikogo nieuczęszczaną podłogę w toalecie (tzn. oni myślą, że pucują, moim skromnym zdaniem to bardziej podchodzi pod kategorię rozmazywanie …).

Pół biedy jak jest jakiś ruch w interesie – to przynajmniej mają co robić. A co jak jest pusto? – przychodzę raz do takiej ledwo używanej toalety, w progu – wedle oczekiwań – wita pan o ciemnym kolorze skóry słowami hi sir. Jak zwykle grzecznie odpowiadam, choć nie bez zażenowania (któż z nas nie chciałby mieć chwili spokoju w takim miejscu!?). Okazuje się, że w drugiej części wizyty frustracji pojawi się więcej – gdy podchodzę do umywalki umyć ręce dziadek klozetowy – jak zwykle z uśmiechem ale jednocześnie z pełną powagą stosowną do miejsca – pokazuje mi gdzie mydło i jak nacisnąć. W zasadzie to mnie w tym naciskaniu już wyręczył. W odkręceniu kranu też zaoferowano mi pomoc. I teraz najgorsze – uwaga! – nie zdążyłem sięgnąć po papierowe ręczniki, gdy on już trzymał je dla mnie w swoich dłoniach. Bardzo miło z jego strony, ale czyż główny koncept używania ręczników papierowych nie opiera się przypadkiem na ich względnej sterylności. Bynajmniej nie kwestionuję tego, że pracownik toalety ma ręce mniej czyste od moich świeżo umytych. Nie o to chodzi przecież! Zmieszany nie wiedziałem co zrobić – ostatecznie, pełen empatii, skorzystałem z trzymanego w rękach Hindusa dobrodziejstwa i grzecznie podziękowałem. Następnie przez kolejnych kilkanaście minut próbowałem ochłonąć po tym, co mnie spotkało…

Tak, są nadal rzeczy, które mnie w Katarze zaskakują, choć mijają właśnie dwa lata. Co za ulga!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.