Zjawisko powszechne wśród ekspatów na pustynnej szerokości geograficznej. Właśnie wchodzimy w jego najpoważniejszą fazę. Dni coraz dłuższe (niewiele, ale jednak dłuższe), oznacza to więcej słońca w ciągu dnia, czyli więcej możliwości na ogrzanie wszystkiego co w jego zasięgu, a coraz mniej czasu w nocy na schłodzenie. Temperatury w ciągu dnia niczego sobie – podchodzą pod 40 stopni. Wieczorami i w nocy jakieś trochę ponad 30. I to jest powód do depresji?! Tak – przynajmniej wśród tych, którzy już jedno prawdziwe lato w Katarze przeżyli. Chandra nas nachodzi, bo wiemy, że – już za parę dni, za dni parę – będzie jeszcze gorzej!! Towarzyszy temu taka złudna nadzieja, że może tym razem nie będzie aż tak źle.
Powszechne zniechęcenie przejawia się m.in. tym, że niemal codziennie nachodzą człowieka myśli o ucieczce stąd. Byle jeszcze przed najgorszą hicą (znów szczery ukłon do Ślązaków!). Perspektywa 15 stopni, które teraz panują w Europie, nie jest bynajmniej przekonująca („toż to zima jakaś!”), więc obłudnie wierzy się, że pobyt warto jednak trochę wydłużyć. W środku lipca decyzji tej wielu żałuje. Rok w rok!
Kilka dni temu znajoma oznajmiła, iż ona się już z mieszkania nie rusza, przynajmniej nie w dzień gdy słońce nad pustynnym horyzontem. – Dziewczyno, przecież to jeszcze nic! Przecież to będzie trwać pół roku! Tak, to miało być pocieszenie!
Chyba każdy przez taką chwilę słabości musi przejść.
Trzecie lato na pustyni? – ja nie przetrzymam?! Ja?!